piątek, 1 sierpnia 2014

Prezenty

Większość moich znajomych wie, co mogłoby sprawić mi radość i trafnie wybiera dla mnie prezenty. Jak już wcześniej wspomniałam zbieram, między innymi kubeczki do kawki. Przywożą mi je zatem z różnych stron świata. Niedawno dostałam prezent od mojej wiernej czytelniczki (obiecałam, że o tym wspomnę), był to słoiczek marynowanych grzybków, które bardzo lubię.
Tak na prawdę to ciężko jest znaleźć odpowiedni prezent gdy chce się kogoś obdarować. Jeśli jest to osoba nam znana, przynajmniej na tyle, że wiemy jakie ma zainteresowania, to łatwiej jest znaleźć coś odpowiedniego, gorzej gdy chce się obdarować kogoś w sposób szczególny, a niewiele o nim wiemy.

Kilka lat temu miałam narzeczonego, takiego z pierścionkiem i planami ślubnymi. Nasze drogi się rozeszły, z różnych powodów, z prezentami nie trafiał od początku naszej znajomości. Pierwszy był wisior z bliżej nieokreślonego metalu na grubym sznurze - totalnie nie mój styl, wisiał kilka lat jako ozdoba regału, nigdy go nie włożyłam. Następne były srebrne kolczyki w kształcie rombów, był bardzo dumny ze swojego wyboru, nie pasowały mi jednak do niczego i także ani razu ich nie włożyłam. Wybiłam mu, na szczęście, z głowy zakup biżuterii dla mnie. Oboje lubiliśmy słuchać muzyki, więc podpowiedziałam, że wolę dostawać płyty moich ulubieńców i wreszcie dostawałam to, co bardzo lubiłam.
Pierścionek zaręczynowy kupił mi biorąc na zakupy swoją prawie dziewięćdziesięcioletnią matkę, więc podobał się jej i pewnie jemu. Ja, cóż, miałam szczere chęci by z nim być więc wygląd pierścionka nie był dla mnie najważniejszy. Gdy zdecydowałam, że jednak nie będziemy razem - oddałam mu go z ulgą. 

Moją drugą, obok kubeczków, pasją kolekcjonerską są pióra wieczne. Nie mam ich tak dużo jak kubeczków, dopiero kilka, ale znając siebie nie jest to ilość, na której poprzestanę. 
Jeden z moich kolegów zapytał mnie czy nie pogniewałabym się gdyby dał mi pióro, bo on ma kilka, a nie może pisać piórem bo jest leworęczny.
„Wiesz” - powiedział - „to nic takiego, takie zwykłe pióro, ty masz takie eleganckie, to może ci ktoś ukraść, a jak będziesz miała takie zwykłe, to nawet jeśli ci zginie to nie będzie wielkiej szkody.”
Oczywiście zgodziłam się, zawsze to kolejne pióro do mojej kolekcji. Po kilku dniach, a było to w moje urodziny, otrzymałam to „zwykłe” pióro. Było to pióro marki Waterman, a ponieważ interesuję się piórami wiedziałam ile jest warte...
„Czy wiesz ile to pióro kosztuje???” - zapytałam.
„A ile może kosztować takie pióro?” - zbagatelizował kolega - „jakieś sześćdziesiąt złotych...”
„Nie” - spieszyłam z informacją - „to bardzo eleganckie pióro, które mam, kosztowało sto dziewięćdziesiąt złotych, a to, które mi dałeś kosztuje czterysta!” 
Miałam opory by przyjąć taki prezent od kolegi.
„Przestań” - uspokajał mnie - „ja go nie kupiłem, dostałem i tobie bardziej się przyda niż mnie”.
Cóż, nie odmówiłam i pióro służy mi do dziś.

Mam koleżankę, która pobiła na głowę moje wcześniejsze doświadczenia z prezentami. Chciała sprawić prezent koledze na czterdzieste urodziny. Dodam, że owa koleżanka od dwudziestu lat ma narzeczonego. Prezent miał być oryginalny i powalający zarazem. Nie wiedziała co robi - zwróciła się do mnie o radę...
„Czy ten twój kolega ma jakieś zainteresowania?” - zapytałam.
„Bardzo interesuje się historią” - odpowiedziała.
„To zależy ile chcesz przeznaczyć na taki prezent” - powiedziałam - „Może jakiś album historyczny?” - zaproponowałam.
„Powiedzmy dwieście złotych” - zamyśliła się chwilę - „kiedyś mi mówił, że chciałby mieć na ścianie szablę...”
„Szablę...” - podchwyciłam - „no to kup mu szablę” - poradziłam.
„No tak” - trochę się zmartwiła - „ale gdzie można kupić taką szablę?”
„Od czego masz internet?” - zaproponowałam - „zaraz poszukamy.”
Wpisałam w wyszukiwarkę słowo „szabla” i od razu pojawiły się propozycje rożnych sklepów, gdzie można kupić takie prezenty. Zaczęłyśmy oglądanie replik historycznych szabli różnych dowódców. Koleżance spodobała się replika szabli generała Władysława Sikorskiego. Rozważała zakup samej szabli lub z pochwą, stwierdziła w końcu, że z pochwą będzie lepiej.
Przechodząc do zakupu w jednym ze sklepów internetowych zauważyła propozycję grawerunku po jednej stronie klingi.
„Może coś mu wygrawerować?” - zaczęła się zastanawiać - „tylko żeby nie było mojego imienia”.
„Rycerzowi - Księżniczka” - podpowiedziałam rozbawiona.
Zaczęła przeliczać cała transakcję i okazało się, że wyszła z tego dosyć pokaźna kwota, z grawerunkiem około ośmiuset złotych. Ostatecznie, zamieniając rycerza na imię kolegi zamówienie zamknęło się w kwocie siedemset pięćdziesiąt złotych.
Szabla musiała być przywieziona do mnie, żeby narzeczony jej nie zobaczył więc ją sobie obejrzałam, rzeczywiście mogła powalić... Rzeźbiona polskimi ornamentami, z orłem, niesamowita. Kolega oczywiście był totalnie zaskoczony i zapewne wdzięczny do grobowej deski.

Najpiękniejsze prezenty dostałam od mojej córki. Jeden z nich dostałam na Dzień Matki - to fragment meteorytu żelaznego Muonionalusta należącego do Oktaedryty grupy IV Atego znalezionego w gminie Pajala, na terenie północnej Szwecji, około 150 km na północ od koła podbiegunowego. Po raz pierwszy znaleziony w 1906 roku. Wiek powstania troilitu z tego meteorytu wydatowano metodą Pb-Pb na około 4,565 mld lat, co czyni go najstarszym wśród wydatowanych ciał naszego Układu Słonecznego. 
Kosmos pociąga mnie od kiedy zobaczyłam lądowanie na Księżycu, najbardziej sam Księżyc, moim marzeniem życiowym jest kiedyś na niego polecieć... Na imieniny dostałam więc fragment meteorytu księżycowego znalezionego w 2005 roku w północno-wschodniej Afryce.
Na razie nie polecę na Księżyc więc mam jego fragment zawsze przy sobie.

Jednego jestem pewna - w pamięci pozostaną prezenty, które sprawiły nam największą radość oraz te, które były najmniej trafione.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz