niedziela, 10 maja 2015

Cele życiowe

Decyzje w ważnych sprawach życiowych najlepiej podejmować przy dobrej kawce. Można się wtedy zrelaksować, kawka pobudza pracę mózgu, pomaga w koncentracji. Między jednym łykiem, a drugim łatwiej rozważa się pozytywne i negatywne strony podejmowanych decyzji.

Każdy człowiek wyznacza sobie cele życiowe, nawet taki, który nie ma wielkich ambicji. Dla jednego celem życiowym jest zdobycie majątku, by żyło się łatwiej, dla innego dobra zabawa, dla jeszcze innego założenie rodziny. Znam także ludzi, którzy, z różnych powodów, myślą tylko o zaspokojeniu podstawowych potrzeb.

Wiele osób, w trakcie realizacji wyznaczonych celów, nie ogranicza się i wyznacza sobie kolejne cele. Podejmowanie nowych wyzwań, rozwija i daje większe zadowolenie z życia. Niektórzy jednak, zatracają się w swoich dążeniach.
Tak jak w przypadku każdego wysiłku potrzebny jest odpoczynek, w wyznaczaniu sobie kolejnego celu - również. Ludzie często o tym zapominają. W dążeniu do celu potrafią się kompletnie zatracić, często zapominając o najważniejszym - o sobie. 



Obserwuję w swoim otoczeniu osoby, które są tak pochłonięte dążeniem do osiągnięcia celów życiowych, że nie zauważają negatywnych skutków wywieranych przez stosowane przez nich środki do osiągnięcia wybranego celu. 
Osoby wspinające się na szczyty kariery zawodowej, poświęcają przeważnie najbliższych, dla których mają coraz mniej czasu, tracą znajomych, w końcu tracą także zdrowie, a nawet życie. Jaki cel wart jest takich poświeceń?
Od wieków, podstawowym celem życiowym, poza zdobyciem pożywienia i dachu nad głową, było znalezienie partnera i posiadanie dzieci. Zauważyłam, że obecnie są to także główne cele wielu ludzi. Myślę, że wynika to z potrzeb społeczeństwa, w którym żyjemy. Od najwcześniejszego wieku, dzieci wychowywane są w przeświadczeniu, że stworzenie podstawowej komórki społecznej, to najważniejszy cel w życiu.

Znam kobiety i mężczyzn, którzy tkwią w toksycznych związkach tylko dlatego, że dla otoczenia są rodziną, a rodzina, według nich, jest najważniejsza. Taki stan rzeczy może  również prowadzić do zgubnych skutków.
Myślę, że we wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Zapewnienie sobie utrzymania jest bardzo ważne, warto jednak zastanowić się czy przy okazji zdobywania środków nadal pozostanie się przyzwoitym człowiekiem, nie krzywdzi osób napotkanych po drodze.

Znam wiele rozbitych rodzin, w których najbardziej cierpią dzieci. Rodzice, starając się zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki bytowe (bo to wydaje się najważniejsze), spędzają z dziećmi, a także ze sobą coraz mniej czasu. Prowadzi to do utraty więzi jaka powinna być między najbliższymi. Przestają się rozumieć, nie spełniają wzajemnych oczekiwań, efektem są coraz częstsze nieporozumienia i wzajemna niechęć. 
Pretensje narastają i następuje koniec związku, rozpad rodziny, albo powstała sytuacja powoduje dużo poważniejsze dramaty.

Jeśli celem życiowym jest osiągnięcie wysokich zarobków, często zależnych od stanowiska, ludzie potrafią poświęcić wiele. Wszelkie zasady przestają obowiązywać, bo gdy sztywno się ich trzyma, niczego się nie osiągnie. Honor należy schować do kieszeni, kłaniać się (i nie tylko) trzeba tym, od których zależy wysokość zarobków, we wszystkim im przytakiwać, wychwalać ich metody pracy, chociaż się z nimi nie zgadzamy. Nie należy przedstawiać swojego zdania, bo może być użyte przeciwko nam. Nie zwracać uwagi na błędy decyzyjnym osobom, to pierwszy krok do utraty pracy. Doświadczyłam tego na sobie, w swojej karierze zawodowej. Wprawdzie nie straciłam pracy, ale było blisko. Odeszłam z tej pracy sama i na swoich warunkach, bo wytrzymać tam i tak nie byłam w stanie.

Wiele osób jako cel życiowy wybiera karierę naukową. Jeśli ktoś chce zdobyć wiedzę, nie widzę w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Niektórzy jednak stawiają, na ilość tytułów, co z samą nauką ma niewiele wspólnego. Studiowałam pracując, a wiec nie tak dawno temu. Jako osoba dorosła, mogłam ocenić umiejętności i poziom jaki reprezentowali moi wykładowcy. Nie wszyscy, według mnie, mieli wiedzę adekwatną do tytułów przed nazwiskiem. Że nie wspomnę o sposobie wysławiania się, zastanawiam się kto pisał im prace magisterskie, rozprawy doktorskie itp. Wykładowca na wyższej uczelni powinien znać język, w którym wykłada, na odpowiednim poziomie. Niestety, niektórym daleko było do doskonałości. Nie wspominam tu o przytaczanych dowcipach w trakcie wykładu, ale o samym wykładzie. Tacy ludzie oceniają pracę innych i decydują o ocenach na egzaminach...

Kolejny przykład to cytując klasyka: 
...Teraz będę już szczery, poszedłem drogą kariery, kariery na estradzie, na pewno sobie poradzę...
Oczywiście jest cała masa utalentowanych osób, porywających swoim śpiewem tłumy. Jest też wiele osób posiadających zdolności aktorskie i z powodzeniem występujących na deskach teatru czy w filmie. Nie każdy z nich osiąga wymierny sukces dzięki swojemu talentowi.  Dzięki swoim zainteresowaniom muzycznym znam kilku muzyków mniej lub bardziej popularnych. Wiem jaka jest konkurencja na rynku muzycznym i jak trudno jest się przebić.  Jeden z takich właśnie znajomych muzyków, występujący od ponad 30 lat, w dość znanym polskim zespole, na moje pytanie: dlaczego tak rzadko przyjeżdżacie do Warszawy? Odpowiedział mi kiedyś: żeby wystąpić z koncertem w Warszawie to trzeba nieźle d... dawać. 

I na tym właśnie, według moich obserwacji, polega zdobycie popularności i osiąganie sukcesów. Tak jest skonstruowany nasz ówczesny świat, trzeba o tym pamiętać wyznaczając sobie cele życiowe.

piątek, 1 maja 2015

Ewolucja czułych słówek

Mój ulubiony napój to kawka, kawusia, a nawet kawunia. Nawet gdy się rozleje nie wyzywam jej. Moje uczucia względem kawki nie zmieniają się, a wręcz umacniają.

Zauważyłam, że w związkach wygląda to inaczej. Na początku każdego związku, gdy dwoje ludzi darzy się gorącym uczuciem, nazywają siebie wzajemnie: kochanie, skarbie, najdroższa lub najdroższy, długo można by wymieniać czułe nazwy. To oczywiście bardzo miłe. W miarę upływu czasu i spadku temperatury uczuć czułe słówka tracą na czułości.

Najpierw stają się pieszczotliwo-złośliwe: np. staruszku czy staruszko, by przeistoczyć się w stara lub stary. Kurczaczek zmienia się w starą kwokę, rybka w kaszalota, miś w barana, a ogier w starego capa. Bardzo często w wyniku nieporozumień albo kłótni padają coraz mniej przyjemne słowa.

Czułe zwroty przechodzą kolejne fazy ewolucji i stają się złośliwe, dotkliwe, coraz bardziej dokuczliwe i pogardliwe, aż w końcu wulgarne. Zadziwia mnie jak dwoje bardzo bliskich sobie osób potrafi wyzywać się wzajemnie w coraz gorszy sposób. Trudno uwierzyć, że jakieś uczucie łączyło kiedykolwiek taką parę.

Oczywiście zmiany nie są jednakowo drastyczne w każdym związku, jednak obserwuję to w bardzo wielu związkach.

Rozmawiam z różnymi ludźmi i zauważyłam, że ta ewolucja galopuje gdy para weźmie ślub. Zaczyna się wtedy wytykanie wad, a więc określanie swoich partnerów złośliwymi nazwami, w zależności od okoliczności. Jak by kończyło się między nimi uczucie. O co chodzi?
Pamiętam, że różni znajomi, gdy wyszłam za mąż, pytali mnie: a jak tam twój stary? Na co odpowiadałam: ja mam młodego. Co było zgodne z prawdą bo mój mąż był ode mnie młodszy. Zauważyłam, że stara i stary to najczęstsze określenia współmałżonków. Często określa się w ten sposób także rodziców. Nigdy mi się to nie podobało, więc nie stosowałam i nie stosuję takowych.

Pomimo różnych nieporozumień, czego nie da się uniknąć w żadnym związku, w którym byłam, nigdy się nie wyzywaliśmy. Wychodzę z założenia, że aby nie usłyszeć jakichkolwiek epitetów pod swoim adresem, nie należy kierować takowych do nikogo.

Zadziwia mnie również, gdy po wzajemnych wyzwiskach ludzie spokojnie idą ze sobą do łóżka... Nie wyobrażam sobie żebym miała fizycznie zbliżyć się do człowieka, który zmieszał mnie z błotem.

Miałam kiedyś sąsiadów, którzy co roku, w imieniny sąsiada (wypadającymi kilka dni przed świętami, rzecz jasna rodzinnymi, z tradycją...), organizowali huczną imprezę. Po imprezie imieninowej zaciekle się kłócili, wyzywając siebie na wzajem, po czym sąsiadka, wraz z małymi dziećmi uciekała do swoich rodziców. Sytuacja powtarzała się niezmiennie przez 10 lat, które przemieszkałam w tym budynku i co roku zastanawiałam się po co ta kobieta wraca?

Jak można kierować wyzwiska, mniej lub bardziej brutalne do bliskiej sercu osoby, którą, podobno, darzy się uczuciem? Czy ludzie pogardzają osobami, którym wyznają miłość? Słysząc od różnych osób określenia, jakich używają w stosunku do swoich partnerów życiowych, zastanawiam się po co się wiążą ze sobą? Żeby mieć kim pomiatać? Może warto się zastanowić, czy bliska sercu osoba jest warta uczuć, zanim się z nią zwiąże. Jeśli nie ma się dobrego zdania o tej osobie, to po co się z nią wiązać?

Sama nie doświadczyłam wyzwisk od żadnego partnera, nie wiem jak mnie nazywali rozmawiając o mnie, mam nadzieję, że najgorzej nie było.

Gdy związek się kończy, wtedy zazwyczaj wyzwala ewolucję czułych słówek. Pary rozstają się z powodów generujących różne epitety. To akurat rozumiem, powinno się jednak zastanowić, że używając dosadnych określeń swoich zarówno byłych, jak i obecnych partnerów. Pokazujemy w ten sposób poziom kultury osobistej.