środa, 13 sierpnia 2014

Ocena

Kawkę mogę ocenić dopiero gdy jej spróbuję, smak ma dla mnie większe znaczenie niż wygląd. Nie raz pięknie podana i ozdobiona nie spełniła moich oczekiwań smakowych, a zdarzało się, że przyrządzona w prostym kubeczku, ale z dobrego gatunku, zachwyciła mnie swoim smakiem.
Tak jest w życiu, że często oceniamy wartość po wyglądzie, dotyczy to zarówno ludzi,  jak i przedmiotów. Kiedyś sama, przy wstępnej ocenie, brałam pod uwagę wygląd kogoś lub czegoś, dziś,  mając wieloletnie doświadczenie, staram się nie oceniać patrząc na kogoś lub na coś po raz pierwszy.

Doświadczenie nauczyło mnie, że miła osoba niekoniecznie jest na prawdę miła, zwłaszcza taka przesadnie milusińska. Przekonałam się, że często takie osoby są wredne i podłe.
Mam w swoim otoczeniu kobietę, która pracuje na kierowniczym stanowisku, do swoich pracowników, i nie tylko, zwraca się przesadnie pieszczotliwie. Mówiąc do trzydziestoletniego mężczyzny „Piotruniu” - chyba trochę przesadza. Ja też często zdrabniam imiona, zwłaszcza bliskich, osób ale nie wszystkich, nie wszystkich darzę taką sympatią, żeby zwracać się do nich zdrobniale. Kobieta, o której wspomniałam, kilka osób ze swojego zespołu wykończyła psychicznie, kilka przeniosło się do pracy w innych komórkach, a niektórzy wręcz odeszli z firmy. Znam dobrze jedną z tych osób, która musiała poddać się leczeniu psychiatrycznemu w szpitalu. Ja, na szczęście, wyczułam ją na wstępie naszej znajomości i tym razem moja ocena mnie nie zawiodła.

Spotkałam się też z ocenianiem ludzi, po sposobie ich ubierania się, fryzurze, czy makijażu lub biżuterii. Wielokrotnie byłam zaskoczona negatywnie lub pozytywnie, gdy bliżej poznałam osobę, którą oceniłam zwracając uwagę na wygląd zewnętrzny. 

Ostatnio, poznałam młodego mężczyznę, z wyglądu - dresiarz, taki, że lepiej nie podchodzić. Okazał się wrażliwym artystą, jest kucharzem w jednym z wielogwiazdkowych hoteli, przygotowuje ekskluzywne dania, które podziwiałam na zdjęciach, poza tym wspaniale tańczy i słucha takiej muzyki, o którą też bym go nie posądziła... Wygląda raczej na hip-hopowca, a słucha symfonicznego rocka...

Jeden z moich znajomych jest przykładnym mężem i ojcem dwójki dzieci, artystą zajmującym się metaloplastyką, a z wyglądu... Ogolony na łyso, prawie cała skóra w tatuażach, gdybym go zobaczyła po raz pierwszy w ciemnej ulicy, nie czułabym się komfortowo. 

Znałam też kobietę, która przy pierwszym kontakcie robiła wrażenie serdecznej i miłej, zachwyca mężczyzn urodą i figurą, a jest dosłownie potworem w stosunku do swoich najbliższych. Dzieci traktuje jak towar przetargowy, żyje z zasiłków i alimentów. Pobiła się ze swoją matką, zepchnęła ją ze schodów, matkę musiało zabrać pogotowie. Swoim podłym zachowaniem doprowadził bliską krewną do załamania psychicznego, zakończonego próbą samobójczą. Ludziom, którzy znają ją powierzchownie trudno jest uwierzyć w podłości jakie gotuje ludziom.

Spotkałam się wielokrotnie z oceną osób znanych publicznie na podstawie wyglądu bądź, w przypadku aktorów, na podstawie ról, które grali w filmach. Sama kiedyś w ten sposób postrzegałam aktorów, do pewnego zabawnego zajścia pod koniec lat siedemdziesiątych. Byłam wtedy nastolatką. Zadzwoniłam do popularnej niegdyś audycji radiowej „Lato z radiem” z zamiarem poproszenia o jedną ze swoich ulubionych wówczas piosenek. Telefon został odebrany i usłyszałam:
„Marek Walczewski, słucham”.
„Dzień dobry” - odpowiedziałam zmartwiona - „jak ja pana nie lubię...”
„Dlaczego???” - zapytał zdziwiony pan Marek.
„Bo pan zawsze gra takie okropne role” - odpowiedziałam trochę zakłopotana - „samych drani.”
„A to dla mnie jest komplement” - powiedział pan Marek -„bo to znaczy, że dobrze gram swoje role”- roześmiał się.
Porozmawialiśmy sobie chwilę, akurat wtedy byłam pod wrażeniem roli pana Marka w serialu „Polskie drogi”, który wyświetlany był w naszej telewizji. Po tej rozmowie zupełnie inaczej zaczęłam odbierać grę aktorów, podziwiałam ich zdolności wcielania się w różne postaci. Pan Marek Walczewski okazał się przemiłym mężczyzną.

Jestem wielbicielką dwóch brytyjskich aktorów: Alana Rickmana i Ralpha Fiennesa. Zachwycili mnie swoimi kreacjami i od kilku lat śledzę ich karierę, jeszcze nie obejrzałam wszystkich filmów z nimi, ale jestem mniej więcej w połowie. Rozmawiałam kiedyś o swoich ulubieńcach z kuzynką, która stwierdziła, że nie lubi Ralpha Fiennesa, ponieważ w filmie „Angielski pacjent” odbił dziewczynę jej ulubionemu aktorowi - Collinowi Fitrhowi... Podeszła do sprawy podobnie jak ja, tylko, że te rozmowy dzieli prawie 40 lat...

Jesteśmy oceniani przez rodzinę, znajomych, koleżanki i kolegów w pracy, szefów, a nawet sprzedawców w sklepach. Rodzina ocenia nas, by według swojego „widzimisię” udzielić porad, rzadko zdarza się akceptacja bez zastrzeżeń. Znajomi oceniają nas przekazując swoją opinię innym znajomym, zapewne z odpowiednim komentarzem. 
Szefowie oceniają naszą pracę, czasem nawet ta ocena ma wpływ na nasze wynagrodzenie...
Sprzedawcy oceniają nas zastanawiając się czy stać nas na zakupy u nich lub jaki towar najlepiej do nas pasuje, aby doradzić w zakupach. My, jako klienci także oceniamy sprzedawców i wracamy do tego samego sklepu wielokrotnie, albo nigdy więcej. 

Człowiek z wiekiem chyba coraz mniej dba o to, czy zostanie dobrze oceniony, sam też coraz rzadziej ocenia innych, no, chyba, że jest politykiem, wtedy ocenianie innych z wiekiem rozkręca się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz