wtorek, 26 sierpnia 2014

Pech

Gdy rano spieszę się i kawka się rozleje to dla mnie pech, bo zrobienie nowej pochłania cenne minuty, których, zwłaszcza rankiem bardzo brakuje.

Wydaje się, że pech to działanie, które nie zawsze jest przez nas wywołane, wyraźnie przeciwko nam, przeszkadzające w osiągnięciu celu, a często całkowicie uniemożliwiające. Zastanawiamy się, kto za tym stoi, albo co z nami jest nie tak, że różne okoliczności nam przeszkadzają.

W latach osiemdziesiątych oglądałam komedię z Pierrem Richardem „Pechowiec”. Jeden z bohaterów tego filmu zajmował się badaniami na temat pecha. Zasugerował, że jeśli jednego pechowca pośle się w drogę ta samą trasą, którą wcześniej pokonywał inny pechowiec, to przydarzą mu się podobne przygody. Oczywiście był to film fabularny, do tego bardzo zabawny. Nie badałam tego zjawiska dogłębnie i trudno mi uwierzyć w taką zależność.

Zauważyłam, że ludzie pechem przeważnie nazywają okoliczności, w których się spóźniają na spotkania albo do pracy. Jeśli spóźnienie występuje rzadko, to jestem w stanie uwierzyć, że przeszkoda, która nie pozwoliła na przybycie takiej osobie punktualnie mogła być niezależna od tej osoby, ale gdy spóźnienie ma miejsce za każdym razem, trudno mi uwierzyć w pecha.

Mam koleżankę w pracy, pracujemy razem już 10 lat. Dni, w które przyszła punktualnie do pracy to są przypadki, ponieważ spóźnia się nagminnie. Już kiedyś pracowała ze mną taka osoba i zachowywała się identycznie. Wpadała do pokoju z hukiem, i różnymi historyjkami o komunikacji miejskiej, zaciętych zamkach w drzwiach, wypadkach samochodowych i tym podobnych. Doszłyśmy do wspólnego wniosku z inną koleżanką, że ta spóźnialska mogłaby pisać bloga o przeszkodach, które mają wpływ na punktualne przybycie do pracy. Jest to niesprawiedliwe w stosunku do innych współpracowników, bo osoba, która spóźnia się do pracy codziennie po 20, czy 30 minut, pracuje krócej. Poza tym gdy jej nie ma,  trzeba ją zastępować. 

Najczęściej ludzi powołują się na pecha, gdy się spóźniają. Punktualność wyniosłam z domu, Mama tłumaczyła mi, gdy byłam dzieckiem, że kultura osobista wymaga tego, by być punktualnym. Swojemu dziecku przekazałam tę samą naukę. Poprzez punktualność okazujemy szacunek komuś, z kim się umawiamy na konkretna godzinę. 
Zaobserwowałam, że wychodząc z domu o tej samej porze, jadąc autobusem do pracy spóźniam się około dwóch, do pięciu minut, natomiast jadąc tramwajem i trochę nadkładając drogi, jestem w pracy dziesięć minut przed czasem, zmieniłam więc środek lokomocji na tramwaj i po sprawie. Dodatkowo, w tramwaju mogę pisać bloga bo mam wygodniejsze miejsce siedzące niż w autobusie. Same korzyści.
 Zauważyłam też, że niektórzy sprowadzają na siebie tego przysłowiowego pecha. Wybierając się gdzieś, z góry zakładają, że będą jakieś przeszkody, a później powtarzają sobie: „wiedziałam/łem, że tak będzie”.  Staram się myśleć pozytywnie, więc zbyt często pech rzadko mnie  dopada. W takich przypadkach staram się wykorzystać pecha do osiągnięcia czegoś pozytywnego. Jeśli dwa razy pod rząd przytrafi mi się coś przykrego w podobnych okolicznościach, jest to dla mnie raczej nauczką, by coś zmienić. 

Pechowe zdarzenia powinny czegoś uczyć, chociażby przestrzegać, że zachowanie się w określony sposób może być powodem niepowodzenia, a nawet katastrofy. Wrócę do wydarzeń opisywanych w poście „Bezmyślność”. Czy to można nazwać pechem, że dwie pary rodziców, mniej więcej w tym samym czasie zginęły na oczach dzieci? Czy przechodząc przez barierki zabezpieczające krawędź klifu trudno było przewidzieć upadek? Albo, że przy temperaturze około trzydziestu stopni trwającej przez dwa miesiące, może się zawalić lodowiec?

Jeśli włączymy myślenie, to pech będzie nas prześladował znacznie rzadziej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz