poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Styl

Najlepiej smakuje mi kawka przyrządzana w wypracowanej przeze mnie, latami, stylizacji. Nie znaczy to, że piję kawkę tylko w mojej stylizacji, ale nie wszystkie podobają mi się i nie wszystkie smakują. Do kubeczka lub filiżanki mam odpowiednie łyżeczki. Goście wybierają sobie zastawę, w której kawka najbardziej będzie im smakować.

Od kilku lat, coraz więcej słychać o stylistach i stylizacjach. Kiedyś dzięki oryginalnym pomysłom powstawały style, charakterystyczne dla różnych epok. Style zawsze mieszały się ze sobą tworząc coraz ciekawsze i bardziej różnorodne. Dziś, w zasadzie, ludzie ubierają się, czeszą, malują, czerpiąc inspiracje z wcześniejszych stylizacji, dodając swoje pomysły. Oczywiście bezpieczniej jest poradzić się specjalisty, ale wtedy, taki styl może stać się bardziej jego wizją niż naszą.

Prawdę mówiąc, ja nigdy wcześniej nie słuchałam rad stylistów. Ubierałam się, malowałam w wymyślony przez siebie sposób. Mnie się podobało, a czy podobało się innym, nie miało to dla mnie większego znaczenia. Od kilku lat słucham rad, to dla mnie nowe doświadczenie, bo jestem indywidualistką. Nauczyłam się jednak brać pod uwagę zdanie kogoś, kto się na tym zna. Wiele osób wypowiada się na temat mojego wyglądu w rożny sposób, jednym się podoba, a innym - nie. Nie każdy wypowiada się szczerze, więc nie wszystkie zdania biorę pod uwagę. Nie jest łatwo mnie przekonać do zmiany czegoś w moim wyglądzie, do czego się przyzwyczaiłam z racji np. wygody.

Zacznę od manicure, bo paznokcie to część mojego wizerunku stylizowana najwcześniej. Paznokcie zaczęłam malować już w wieku 10 lat. Może dziś to nie dziwi, ale w latach, gdy chodziłam do szkoły podstawowej  nie było to na prządku dziennym. Lakiery do paznokci były wówczas głównie w różnych odcieniach czerwieni. Do szkoły nie wolno było iść z pomalowanymi paznokciami, oczami czy ufarbowanymi włosami, ale wakacje, to był czas takiej wolności. 

Kilkanaście lat temu zapragnęłam mieć na paznokciach fiolet. Nie mogłam dostać nigdzie takiego koloru jak mi się podobał, nie udało mi się uzyskać nawet gdy mieszałam ze sobą odpowiednie kolory. Po kilku latach pojawiła się profesjonalna usługa - stylizacja paznokci. Oczywiście wcześniej też były salony manicure i pedicure, ale usługi te polegały głównie na pielęgnacji dłoni i stóp oraz skracaniu paznokci i malowaniu paznokci.
Stylizacja paznokci polega na opracowaniu, wymodelowaniu kształtu paznokcia, pokrycie naturalnej płytki akrylem lub żelem o naturalnym lub dowolnym kolorze, a także pokrycie artystycznym, dowolnym wzorem. 

Właśnie akryl znalazłam w takim kolorze - fioletu - o jakim marzyłam. Przez kilka lat nosiłam na paznokciach wyłącznie fiolet, niekiedy z ozdobami. Teraz pozwalam zrobić sobie inne kolory, nie koniecznie zgodne z najnowszymi trendami, ale rzucam mojej stylistce pomysł koloru i razem ustalamy efekt końcowy, z reguły, słucham się... i nie żałuję.

Podobnie było z fryzurą. Od wielu lat noszę na głowie afro. Jest to dla mnie najwygodniejsza fryzura gdyż moje włosy są cienkie i nie dają się układać. Ponieważ chodzenie co kilka dni do fryzjera, czy spanie na wałkach podkręcających włosy wymaga cierpliwości, nakładów finansowych i pozbawienia się wygodnego snu, wybrałam najwygodniejszą opcję - dwa razy w roku robię trwałą ondulację i włosy mam ułożone nawet bez specjalnego czesania. Do rezygnacji z tego zabiegu nikt mnie nie namówi... Natomiast kolor włosów to już inna sprawa. Mój naturalny kolor to ciemny blond - według mnie totalnie nieciekawy kolor. Większość farb, które stosowałam w życiu to różne odcienie mahoniu i fioletu, miałam też epizod z blondem, ale ponieważ wyglądałam koszmarnie jako blondynka, było to jednorazowe doświadczenie. Niedawno byłam w sklepie kupić sobie farbę, którą dotychczas kupowałam - ciemny fiolet. Niestety, akurat zabrakło tego odcienia. Podjęłam wtedy odważną decyzję - kupiłam granatową czerń. Ku memu zdziwieniu, wiele osób powiedziało mi, że dużo lepiej mi w tym kolorze i tak oto zostałam brunetką.

Dziś dziewczęta i chłopcy bardzo wcześnie rozpoczynają stylizowane, najczęściej na swoich idoli lub przedstawicieli różnych subkultur. Gdy byłam dzieckiem, później nastolatką, popularny był ruch hippisowski i młodzież stylizowała się na tak zwane „dzieci-kwiaty”. Bardzo podobała mi się ta moda, ponieważ wnosiła sporo kolorytu w ówczesny szaro-brązowy nastrój panujący w Polsce. Długie włosy, bluzki z frędzlami, haftami, kolorowymi guzikami, spodnie z obciętymi nogawkami (ja mogłam tylko podwinąć - Mama nie pozwoliła mi obciąć...), albo z wyciętymi dziurami i malowane trampki. Nie wszystko można było założyć do szkoły, dyrektorzy szkół wymagali wtedy jednolitych strojów, więc na tę kolorową odzież zakładało się granatowy fartuch.

Inne kontrkultury stylizowały się w ciemniejszych barwach, skinheadzi golili głowy, punki stawiały kolorowe włosy, u gotów przeważał kolor czarny, a metalowcy nosili łańcuchy, „pieszczochy” i tym podobne ozdoby. Obecnie można spotkać wszystkie te stylizacje i powstające wciąż nowe. Ciekawsze są oczywiście tworzone indywidualni, wyróżniające się z tłumu. 

Nie lubiłam ubierać się tak samo jak moi rówieśnicy, nie podążałam za modą. Gdy wiedziałam, że coś jest modne to wręcz uciekałam od tego. Zdarzało się, że coś, co było modne podobało mi się. Na przykład spodnie. Bardzo podobał mi się fason zwany -„rurki”. Miałam wtedy znajomego krawca, który szył mi spodnie i nawet nie chciał słyszeć i takich wąskich nogawkach. Przekonałam go, by uszył mi takie jak chciałam, tak samo jak kilka lat później do uszycia spodni z szerokimi nogawkami, które wyglądały jak spódnica.

Wśród moich znajomych mam wiele osób wyglądających podobnie, może nie chcą się niczym wyróżniać, to też jest jakiś wybór... Są też takie, które chcą się wyróżniać, ale naśladując dokładnie inne osoby. Nie mają swoich pomysłów, a usiłują uchodzić za oryginalne. Mam taką koleżankę, która zachwyca się jakąś częścią garderoby, lub dodatkiem, a nawet gadżetem używanym przez jakąś osobę i stara się w najbliższym czasie wejść w posiadanie takiej samej rzeczy tylko po to, by taką, czy inną rzecz mieć. 

Tak było w przypadku, gdy kupiłam sobie w prezencie pióro (któreś z kolei), a do niego fioletowy atrament (miałam taką fazę na fiolet przez kilka lat). Gdy zobaczyła, że piszę na fioletowo, natychmiast zapragnęła pisać piórem, chociaż pisze długopisem, oczywiście na fioletowo. Pióro dostała od narzeczonego, poprosiła mnie o zakup wkładów do pióra z fioletowym atramentem i na tym się skończyło... Pióro leży, wkłady też... Ja już zdążyłam zmienić kolor atramentu, którym piszę.

Znajomość stylu bliskich osób bardzo pomaga w dobraniu na przykład prezentu. Pisałam o tym w poście „Prezenty”. Kupienie jakiegokolwiek drobiazgu, czy nawet kwiatów dobranych do stylu jaki preferuje obdarowany na pewno zwiększy jego radość. 

Niektórym stylizacja innej osoby po prostu nie pasuje, wyglądają źle, a często groteskowo. Bycie oryginalnym „na siłę”, zestawienie ze sobą kilka różnych stylizacji, może spowodować nadmierną oryginalność, która rozśmieszy zamiast wzbudzić zainteresowanie czy podziw. Warto poradzić się w tej sprawie fachowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz