niedziela, 3 września 2017

Służbowe mieszkanie

Myślę, że kawka smakuje równie dobrze we własnym, jak i wynajętym czy służbowym mieszkaniu.

Nie każdego stać na kupno własnego mieszkania, wiele osób wynajmuje więc od właścicieli, płacąc wkład do spółdzielni mieszkaniowych lub korzystając z mieszkań należących do pracodawców. 

Kiedyś pracodawcy budowali nie tylko domy, a całe osiedla dla swoich pracowników. Były także hotele robotnicze, w których pracownicy mieszkali nawet po kilka osób w jednym pokoju i na niedzielę jeździli do swoich rodzin. 

Mieszkania służbowe były przeważnie dla specjalistów, na których pracodawcy szczególnie zależało, mieszkali w nich ze swoimi rodzinami.

Po zmianach ustrojowych w moim kraju, niektóre służbowe mieszkania można było od pracodawcy wykupić, niektórzy z tego skorzystali mając na to fundusze, a inni nie dysponując odpowiednimi funduszami pozostali w mieszkaniach służbowych licząc na to, że nabędą prawa do własności przez zasiedzenie, zwłaszcza ci, którzy mieszkali w takich mieszkaniach kilkadziesiąt lat.

Ostatnio czytałam o jednym bloku, z którego mają być wysiedlani mieszkańcy, którzy nie wykupili mieszkań po znacznie obniżonych cenach. Nie są już pracownikami, a emerytami, nie wykupią teraz mieszkań, będą musieli się wyprowadzić.

To oczywiście straszne, że u schyłku życia trzeba wyprowadzić się z mieszkania, w którym spędziło się większość życia, ale trzeba być dość beztroskim by nie myśleć jak będzie się się mieszkało na starość.

Nikt w szkołach nie uczy jak należy zabezpieczyć sobie starość, nikt też nie uczy jak zabezpieczyć sobie młodość... Ważniejsza jest historia, biologia czy ostatnio religia... W mojej rodzinie rodzice uczyli dzieci pracy, zwracając uwagę na rolę pracy w zapewnieniu utrzymania, czy kupnie mieszkania.

Mam w swoim najbliższym otoczeniu osoby, które w takim służbowym mieszkaniu mieszkają. Są już na emeryturze. Nie wiadomo czy też nie znajdą się w takiej sytuacji, że będą musieli się wyprowadzić. Może nie dożyją takiej sytuacji, bo oboje mają ponad 80 lat. Mając dosyć wysokie dochody nie pomyśleli by mieszkanie wykupić, decyzja o wyprowadzeniu może pojawić się w każdej chwili.

Mieszkanie służbowe daje możliwości by oszczędzić na własne, ludzie rzadko o tym myślą, mieszkają i już, jak w swoim, a później płaczą bo muszą się wyprowadzić i nie mają dokąd...

Dziecięcy hałas

Kiedy siadam do mojej porannej, czy popołudniowej kawki, chciałabym wypić ją w spokoju, ewentualnie słuchając wiadomości, ulubionej muzyki lub oglądając jakiś ciekawy film.

Mieszkając w mieście, w budynku składającym się z kilkudziesięciu lokali, z podwórkiem służącym wszystkim mieszkańcom, zarówno dorosłym jak i dzieciom, trzeba liczyć się z tym, że będziemy słyszeli przeróżne odgłosy.
Ostatnio zobaczyłam w jednym z portali społecznościowych ogłoszenie dotyczące hałasujących dzieci, których rodzice mieliby być eksmitowani z mieszkań z powodu hałasujących pociech.

Byłam kiedyś dzieckiem, każdy kiedyś był. Rodzice wychowując mnie, zwracali uwagę na kulturę wobec sąsiadów. Mówienie: dzień dobry, przepraszam, proszę, do widzenia stawało się odruchem. 

Podobnie było z głośnością rozmów, wiedzieliśmy, że rozmowa może odbywać się z taką głośnością, która nie przeszkadzałaby innym. Zarówno w domu, w sklepie, na ulicy, czy w środkach lokomocji, a zwłaszcza gdy bawimy się na podwórku. Nigdzie nie należało krzyczeć. W ten sam sposób nauczyłam swoje dziecko.

Obecnie chyba żadne z rodziców nie uczy swojego dziecka poszanowania innych ludzi, tak, jakby świat wokół nie istniał. 

Dzieci krzyczą podczas zabawy, gdy dorastają krzyczą do siebie na ulicy, w autobusie czy tramwaju, a jako dorośli krzyczą do siebie w każdym miejscu.

Zdecydowałam się ostatnio na wymianę drzwi od mieszkania na maksymalnie wyciszające, gdyż sąsiedzi prowadzą dosyć głośne, czasem wulgarne dyskusje na klatce schodowej, których nie mam ochoty słuchać i które kilkukrotnie obudziły mnie w środku nocy. 

Może to drastyczne posunięcie - eksmisja z mieszkania za hałasujące dzieci, ale skoro rodzice nie będą zmuszeni do zapanowania nad głośnością swoich dzieci, to jaki wrzaskliwy naród z nich wyrośnie? Dzieci mają się wykrzyczeć, młodzież musi się wyszumieć, a osoby, które zwyczajnie chciałyby odpocząć muszą stosować zatyczki do uszu?

A co z hałasującymi dorosłymi sąsiadami? Również eksmisja? Może trzeba dobierać mieszkańców wg hałaśliwości? Tylko jak to sprawdzać?