środa, 24 grudnia 2014

Wygodne życie

Może to błąd, że sama parzę sobie kawkę? Może powinnam zaopatrzyć się w ekspres? Byłoby wygodniej. Nasypać kawki, nalać wody, podstawić kubeczek i gotowe. 

Wiele technicznych wynalazków usprawniło codzienne czynności. Skrócił się czas porannej toalety, przygotowania posiłków, czy robienia zakupów. Czynności wymagające wysiłku fizycznego zostały zastąpione przez różne urządzenia, np. pralkę, zmywarkę, czy odkurzacz. 

Każde udogodnienie sprawia, że żyje się wygodniej, zyskując więcej czasu na przyjemności. Żyje się nie tylko po to, by cały czas pracować, gotować, prać i sprzątać, a w wolnym czasie robić zakupy. 

Przeżyłam już większość życia, tak myślę, przyszedł więc czas, aby mieć z tego życia więcej przyjemności. Nie miałam łatwego dzieciństwa ani młodości, postanowiłam więc zadbać o siebie, bo nikt tego za mnie nie zrobi. 

Nie wszyscy jednak tak myślą... Spotkałam się z ostrą krytyką mojego obecnego stylu życia. Ktoś, kto nie ma pojęcia o moim życiu, zarzuca mi, że wybrałam wygodne życie... 

Nie zamierzam go uświadamiać jak wygląda moja sytuacja życiowa, bo to moja sprawa, ale co w tym złego, że kobieta w średnim wieku, nie całkiem już sprawna, chce wygodnie żyć? Kiedy będzie miała czas na wygodne życie? A może nie ma prawa do wygody? 

W życiu zdarzają się różne sytuacje. Niektórzy mają tak zwane życie różami usłane, inni borykają się z wieloma przeciwnościami losu. Nie narzekam na przeszłość, ale mam zamiar mieć wygodną przyszłość. 

Życie ma się tylko jedno, o tym jak się je przeżyje, każdy decyduje sam. Nawet wówczas, gdy inni podejmują decyzje, to także wybór. 

Nasze wspaniałe społeczeństwo nie akceptuje wyborów jednostek, nie ma w nim miejsca dla indywidualistów. Zwykle są wykluczeni, krytykowani i przedstawiani jako najgorsze zło. Znajomi odsuwają się od takich osób, rodziny zrywają kontakty, osądzani są na każdym kroku. 

Jeśli nie podąża się za większością, jest się, w konsekwencji - wrogiem. Czasem jednak, zaciekli wrogowie, na skutek zdobytej wiedzy lub doświadczenia, zmieniają zdanie i sami zachowują się, czy postępują w podobny sposób jak, wcześniej krytykowane przez nich osoby. 

Niektórzy potrafią przyznać się do błędów i porozumieć się z krytykowaną wcześniej osobą. Częściej jednak zapominają, że wcześniej krytykowali sposób zachowania, który następnie, z różnych powodów, uznali za normę.

Wrócę jednak do wygodnego życia. Jednym z zarzutów mojego wygodnego życia są zakupy, które robię, jak wiele innych osób, przez internet. Zgadzam się, że to wygoda. 

Nie biegam z wózkiem po sklepie, tylko wybieram potrzebne towary na stronie internetowej sklepu. To znacznie skraca czas zakupów, a także pozwala kontrolować kwotę, jaką wydam na wybrane produkty. 
Poza tym nie dźwigam toreb z zakupami, co oszczędza mój nadwerężony kręgosłup, bo przywiezie mi je dostawca. To rzeczywiście wygodne jest. 

Mam przy tym świadomość, że dzięki moim zamówieniem ludzie, którzy obsługują dostawy, mają pracę. 

Oczywiście można być mniej wygodnym, załatwiać wszystko we własnym zakresie i swoimi siłami, nie wszyscy jednak są w stanie wszystkim się zająć. 

Łatwo jest osądzać i krytykować innych, nie znając ich możliwości lub nie dopuszczając do świadomości sytuacji życiowej, w jakiej się znajdują.

Wygodne życie, definiowane jest różnie, w zależności od osoby, która w danym momencie definiuje takie określenie. 

Dla osoby poruszającej się piechotą lub komunikacją miejską, wygodnie jest tym, którzy jeżdżą własnymi samochodami. Dla osób, które mieszkają w starym budownictwie, bez centralnego ogrzewania i łazienki, wygodnie żyje się tym, którzy mieszkają w mieszkaniach wyposażonych w kaloryfery i toalety.

Sprawdza się stare powiedzenie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Siła sprawcza

Moja siła sprawcza gwarantuje mi codzienną kawkę, a nawet dwie lub trzy. Gwarantuje także spełnienie większości marzeń, nie tylko moich...

Właśnie przeczytałam artykuł o przeciętności szefów w Polsce: http://www.biztok/pl/kryzys-przywodztwa-w-biznesie-przelozeni-sa-bezbarwni-i-przecietni_a19419

Dosyć dużo osób kończy studia na kierunkach związanych z zarządzaniem, sama jestem absolwentką zarządzania. Niestety, niewiele z tych osób potrafi zarządzać, nawet swoim stanowiskiem i czasem pracy. 

Obserwując moich szefów jestem skłonna zgodzić się z wynikami badań jakie przeprowadziła firma SAP Polska. Nie zgadzam się jednak z twierdzeniem, że szef powinien jak najwięcej wiedzieć o pracowniku. Z własnego doświadczenia wiem, że im więcej o pracowniku wie, tym bardziej go wykorzystuje i to w negatywnym znaczeniu... Korzysta z wiedzy pracownika i jego doświadczeń jednocześnie nie doceniając.

Nie zauważyłam też, w całej mojej 35 letniej karierze zawodowej, by awanse i podwyżki otrzymywały osoby, które wykazują się zaangażowaniem w pracy. System doceniania nie zmienił się od wieków. Najlepiej wynagradzani są członkowie rodzin i znajomi szefa, a w drugiej kolejności podlizywacze, którzy do perfekcji opanowują sztukę wpływu na szefa by uzyskać dla siebie jak najwięcej korzyści. Najgorzej wynagradzani są tak zwani szarzy lub szeregowi pracownicy, od których, tak na prawdę zależy sukces przedsiębiorstwa.

Najgorszym szefem jest osoba, która dobrnęła do kierowniczego stanowiska i kurczowo się go trzyma, poprzez ślepe spełnianie poleceń osób na nadrzędnych stanowiskach. Ostatnio usłyszałam od takiej osoby, że „nie ma takiej siły sprawczej”, by znalazł się dla mnie i koleżanek większy pokój (nie mieścimy się z dokumentami w tym, który nam przydzielono). Do czego w takim razie szefowi wiedza dotycząca złych warunków pracy pracowników, jeśli nie ma „mocy sprawczej” by zapewnić właściwe?

Szef nie powinien zajmować się tylko podpisywaniem dokumentów sporządzonych przez pracowników. Przede wszystkim powinien tak organizować pracę by wszystkie zadania były wykonane sprawnie, wydawać jasne i precyzyjne polecenia, nie zmieniać swoich wymagań w trakcie wykonywania przydzielonych zadań, bo to wprowadza chaos.  
Z moich obserwacji wynika, że szefowie otrzymują kilkukrotnie wyższe wynagrodzenie niż pracownicy, zatem ich wkład pracy powinien być adekwatny do wynagrodzenia, które otrzymują.

Wielokrotnie także słyszałam, że szef dostaje wyższe wynagrodzenie, bo ponosi większą odpowiedzialność za wykonanie powierzonych zadań. W praktyce tak to nie wygląda. Z reguły, to pracownik ponosi konsekwencje każdej pomyłki czy niedociągnięcia. W swojej karierze zawodowej, nie spotkałam się z faktem jakichkolwiek negatywnych konsekwencji wyciągniętych wobec szefa, natomiast względem pracowników - bardzo często.

Za co, w takim razie, szefowie dostają niemałe wynagrodzenie, jeśli nie za nadzór nad wykonywanymi zadaniami i kontrolę?

Niewiele znam innowacyjnych firm w moim kraju, większość stosuje przestarzałe technologie produkcji. Zarządzanie także odbywa się według przestarzałych metod. Zakup nowego oprogramowania i wprowadzenie nowego nazewnictwa - to nie wszystko.

W jakim celu uczy się na wyższych uczelniach nowoczesnych metod zarządzania? Absolwenci wyższych uczelni, zdobywający wiedzę podczas studiów, nie maja szans wprowadzić w życie tego, czego się nauczyli. Kierownicze stanowiska, przy dobrych układach, będą zajmować kilka lat później, gdy pojawią się kolejne innowacje.

Jedno dla mnie jest jasne, ludzie nie po to pretendują na wyższe stanowiska by zarządzać, celem są wyłącznie większe pieniądze jakie wiążą się z wyższym stanowiskiem. Nie potrzebna jest charyzma czy cechy przywódcy, a nawet wiedza merytoryczna, liczą się tylko znajomości i poparcie.

niedziela, 21 grudnia 2014

Miejsce w trójkącie

Kawka, herbata i ja to trójkąt, który nie może zaistnieć. Powód jest banalny - nie lubię herbaty. Znam natomiast taki trójkąt - kawka, papieros i konsument. Czasem się sprawdza.

W związkach kobiet z mężczyznami, zdarzają się trójkąty. Świadomie nie przystępowałam do takiego związku. 

Nie mogę powiedzieć, że nie byłam w trójkącie, bo nie zaświadczę, że  będąc w związku z mężczyzną, on był tylko ze mną. Zastanawiają mnie natomiast osoby, które będąc z kimś w związku, wiążą się z drugą osobą. Znam kobiety, wiążące się z żonatymi mężczyznami, licząc, że zostawią dla nich dotychczasowe partnerki. Decydują się nawet na wspólne dziecko z żonatym mężczyzną. 

Przekonałam się osobiście, że wiedza o tym, kto jest ojcem, nie ma znaczenia, bo i tak dzieci wychowuje matka. Ojcowie bardzo często ograniczają się do roli płodzącego, stąd też łatwość, z jaką funkcjonują w więcej niż jednym związku.

Sama nie związałabym się z mężczyzną, który dla mnie zostawiłby partnerkę, z prostej przyczyny - kiedyś mógłby zostawić mnie dla innej.

Żyjąc jednocześnie z kilkoma partnerami, trzeba być świetnie zorganizowanym, zwłaszcza gdy nie wiedzą o sobie, to musi być ciężka praca - opracowanie planu dnia. Słyszałam takie powiedzenie - „kłamstwo wymaga tyle samo pracy, co prawda”, coś w tym jest. 
Ostatnio poznałam kwantową teorię zdrady - istnieje tylko wtedy, gdy się ją zobaczy. Wiele osób nie wierzy, że partner może być z inną osobą jednocześnie w związku.

Bywają także związki, w których kobiety mają co najmniej dwóch partnerów, lub mężczyźni mają kilka partnerek i nie jest to związane z religią, czy przyjętymi zwyczajami narodowymi. Często kobiety wiedzą, że ich partnerzy mają jeszcze inne partnerki i tkwią w takich związkach tylko dlatego, że nie chcą zostać same. Mężczyźni, raczej nie tolerują dodatkowych związków swoich partnerek.

Znam kobietę, która, będąc w związku małżeńskim, urodziła dziecko innego mężczyzny i wychowała wspólnie z mężem, nawet jej mąż dał dziecku swoje nazwisko. Nie jestem pewna czy wiedział, że nie jest ojcem dziecka, ale biorąc pod uwagę podobieństwo dziecka do biologicznego ojca, który bywał w ich domu, to chyba jednak wiedział... 
Nie rozmawiałam nigdy z tym dzieckiem, które jest obecnie dorosłą osobą, o jego wiedzy na temat ojców - tego, który go spłodził i tego, który wychował i dał nazwisko.  Myślę, że nie ma świadomości w tym temacie.

Życie w trójkącie nie jest komfortowe, tak myślę... Cóż z tego, że spędza się trochę czasu wspólnie? Czy takie życie może być satysfakcjonujące? Czy nie szkoda życia? Zero stabilizacji, cały czas w kłamstwie... a jednak wiele osób godzi się na taki układ.

niedziela, 14 grudnia 2014

Wolność

Kawka z rana, dowolnie wybrany gatunek, rodzaj, w dowolnie wybranej zastawie, w dowolnej temperaturze, wypita bez pośpiechu, w spokoju, bez obaw, że ktoś lub coś nam przeszkodzi, jest swego rodzaju wolnością.

Wolność każdy rozumie inaczej. Wczoraj była 33 rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Byłam wtedy dorosłą kobietą, pracującą, która nie przeżyła żadnej wojny. Słysząc rano komunikat radiowy o wprowadzeniu stanu wojennego, przestraszyłam się.

Nie miałam pojęcia co to oznacza, jak należy się zachowywać, co mnie czeka na ulicy, czy mam iść na drugi dzień do pracy, jak skontaktuję się z Mamą i Bratem. Nie mieszkaliśmy wtedy razem, telefony były wyłączone.

Jadąc na drugi dzień do pracy widziałam na ulicach uzbrojone wojsko, samochody opancerzone, które nazywano SKOTami. Pracowałam w samym centrum i mijałam idąc wiele patroli. Bałam się. Nie bałam się, że będą strzelać do mnie, nie było takiego powodu, ale bałam się, że może ktoś wszcząć jakąś burdę i spowodować strzelaninę, w której mogę zginąć lub zostać ranną.

Nic takiego się nie stało i trochę uspokojona wróciłam do domu. Wiedziałam, że różni ówcześni działacze polityczni zostali internowani. Co z nimi się stanie, nie wiedział nikt. Wprowadzono godzinę milicyjną ograniczającą poruszanie się po mieście w godzinach wieczornych i nocnych. To ograniczenie akurat mnie nie przeszkadzało, bo rzadko bywałam w nocy poza domem.

Połączenia telefoniczne po jakimś czasie, już nie pamiętam jakim, zostały przywrócone, ale rozmowy były kontrolowane. Wolność była znacznie ograniczona. Trzeba było mieć zezwolenie na poruszanie się w godzinach wieczornych i nocnych. 

W lutym 1982 roku wyjechałam do Zakopanego, tam musiałam mieć zezwolenie na przebywanie w strefie przygranicznej. Pamiętam jak w drodze do Morskiego Oka, na Łysej Polanie skontrolowano wszystkich w autobusie i z pełnego pasażerów autobusu zostało tylko 14 osób, które miały takie zezwolenie. 

Zastanawia mnie teraz, jak można porównywać tamten okres do czasów obecnych? Jak można wykrzykiwać na ulicach, że nie ma wolności? 
Rozumiem, że młodzi ludzie, którzy nie mogą pamiętać tamtego okresu dają się wkręcać w takie akcje, ale o co chodzi ludziom w moim wieku i starszym? Często odnoszącym swoje okrzyki do czasów drugiej wojny światowej. To jakiś absurd.

Żyjemy w wolnym kraju, każdy może być kowalem własnego losu. Ci, którzy starają się, pracują, zarabiając na swoje utrzymanie, a nie czekają aż coś spadnie im z nieba lub wyłudzą od państwa, są wolni.

Możemy wybrać sobie władzę i to robimy. Zgodnie z zasadami demokracji, wygrywa większość, nie zawsze są to ludzie, na których osobiście się głosuje, trudno, należy się z tym pogodzić. Bezustannym opluwaniem wybranych władz nie zmieni się zdania wyborców.

Jeśli było się u władzy i spowodowało się tylko bałagan, nie zasłuży się na kolejne poparcie. Nie porwie się zawiedzionego elektoratu niespełnionymi obietnicami.

Pewien opozycjonista na siłę chce być drugim Chrystusem, taka bajka się nie powtórzy. Ludzie są coraz bardziej uświadomieni, oczywiście jest jeszcze wielu, dających sobie wmówić różne brednie, ale z moich obserwacji wynika, że jest ich coraz mniej. 

Jestem wolnym człowiekiem, mam swoje mieszkanie, o jakim w stanie wojennym nawet nie mogłam marzyć, ciężko pracuję na swoją pozycję zawodową, żeby nie stracić pracy. Nie chodzę wykrzykując w bezsensownych marszach, bo tym nie zdobędę środków na utrzymanie. Mogę czytać co chcę, oglądać co chcę, a nawet pisać. 

Wszystko to, co dziś mam, osiągnęłam dzięki zmianom jakie zaszły w moim kraju przez ostatnie 33 lata. Nie rozumiem dlaczego inaczej myśli człowiek, mający kilkanaście lat więcej niż ja?

czwartek, 11 grudnia 2014

Lożki

Kawka jako rzeczownik ma rodzaj żeński. Barman, który ją podaje, to zapewne mężczyzna, gdy osoba za barem jest kobietą nazywamy ją barmanką. 

Istnieją dwie formy także w nazewnictwie innych zawodów. Np. nauczyciel lub nauczycielka, fryzjer lub fryzjerka i.t.p.

Niektóre zawody mają nazwę rodzaju męskiego i kobiety postanowiły je „ukobiecić” , dodając do nazwy w rodzaju męskim końcówkę lożka. Mnie to osobiście śmieszy. Nie spotkałam się ze zmianą rodzaju gdy nawa zawodu ma kobiece brzmienie np. kierowca, czy sprzedawca. Nie zmienia się tych nazw na np. kierowiec, sprzedawiec. Mało tego, u mnie w firmie zatrudnieni są mężczyźni na stanowisku sekretarki i nie zmienia się im nazwy stanowiska na sekretarz, bo funkcja sekretarza, to zupełnie inne stanowisko. Natomiast psycholożki, socjolożki i inne lożki, pojawiają coraz częściej.

Jestem kobietą i tak się składa, że nazwy stanowisk, na których byłam zatrudniana od początku mojej kariery zawodowej, mają rodzaj męski. Nigdy nie przyszło mi do głowy zmieniać im rodzaj na żeński i np. mając stanowisko referent nazywać się referentką, czy będąc inspektorem nazywać się inspektorką - to śmieszne. Nawiasem mówiąc referentką nazywana jest metalowa pieczątka odciskana przy plombowaniu drzwi pomieszczeń, które wymagają takich zabezpieczeń.

Potocznie zmieniamy nazwy stanowisk mówiąc np. o swojej szefowej dyrektorka, czy kierowniczka, oficjalnie natomiast, lepiej brzmi pani dyrektor, czy pani kierownik. Nie ma także pań prezydentek, chociaż próbowały się pojawić panie ministry.

Zawsze rozśmieszały mnie nazwy specjalistów medycyny, skoro kobiety nazywają siebie psycholożką, pedagożką, kardiolożką, czy socjolożką, to dlaczego nie ma ortopedożek, onkolożek, neurolożek czy chirurżek? 

Podobnie jest z tytułami naukowymi. Jestem magistrem, a nie magisterką, nie słyszałam też o paniach docentkach, czy doktorkachprofesorki także pojawiają się raczej w mowie potocznej.

Rola kobiet we współczesnym świecie jest coraz większa. Wydaje mi się, że nawet jeśli stanowisko, jakie kobieta zajmuje w życiu zawodowym, ma nazwę rodzaju męskiego, to nie powinno się na siłę tworzyć żeńskiej formy tej nazwy bo może ona brzmieć śmiesznie i niepoważnie.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Seks w miejscach publicznych

Kawka podana do łóżka smakuje wyjątkowo. W miejscach publicznych, takich jak kawiarnie, smakuje inaczej. Z seksem jest podobnie. Coś w tym jest...

Wiele osób próbowało, wiele chciałoby spróbować. Nie koniecznie na oczach innych, ale w publicznych i dosyć ruchliwych miejscach. Ludzie mają przeróżne fantazje seksualne, uprawianie seksu w miejscach publicznych jest jedną z nich.

Zapewne u zarania dziejów ludzkości, większość takich aktów odbywała się publicznie i nikomu do głowy nie przychodziło, że jest w tym coś niestosownego. Przecież poprzez akt płciowy rozmnaża się większość gatunków na Ziemi.

Z czasem człowiek zaczął odczuwać wstyd i wiele potrzeb fizjologicznych załatwia w odosobnieniu, seks także do nich należy. Słyszałam od znajomych, że na łonie natury przeżywa się go inaczej. Rzecz gustu. Może zależy od łona natury, może od partnera, nie mam w tym doświadczeń, które potwierdziły by zachwyty niektórych. 

Jeśli chodzi o miejsca publiczne, z moich obserwacji wynika, że nie jest ważne grono widzów, raczej chodzi o zdobycze. To tak, jak wycieczki w trudno dostępne rejony, czy na górskie, jeszcze nie zdobyte szczyty.

Znajdując się ponownie w takim miejscu, powracają wspomnienia. Ludzie wymieniają się doświadczeniami i wzajemnie inspirują, powodują zazdrość lub podziw u rozmówcy.

Najczęściej, wśród wymienianych miejsc publicznych, w których ludzie decydują się na uprawianie seksu, wymieniane są: parki, centra handlowe, kina, place miejskie, plaże, a nawet toalety publiczne. 

Kiedyś widziałam kobietę, która weszła pod stolik w restauracji i zaspokajała mężczyznę siedzącego przy tym stoliku, przy talerzu z kolacją. Była to restauracja, w której odbywały się dyskoteki, w centrum miasta.

Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała. aby przekonać, czy rzeczywiście jest to takie ekscytujące. Owszem, dreszczyk emocji, adrenalina, obawa, że ktoś zobaczy, to wszystko wystąpiło, jednak w  związku z tymi okolicznościami, nie można skupić się na samym akcie, przeżyć takiego orgazmu jak w łóżku. Mnie seks w miejscu publicznym nie dał satysfakcji, jakiej można było się spodziewać po usłyszeniu kilku opowieści znajomych.

Myślę, że aby mieć swoje zdanie, należy spróbować. Nie namawiam nikogo, prawie każdy chciałby przeżyć coś szalonego, seks w miejscu publicznym można zaliczyć do tych szalonych przedsięwzięć.

piątek, 5 grudnia 2014

Ironia i sarkazm

Moi znajomi żartują sobie z mojego zamiłowania do kawki, często wypowiadają się o tym zarówno ironicznie, jak i sarkastycznie, czasem sama wypowiadam się w ten sposób i jest nawet zabawnie. Kiedyś mój kolega powiedział do kelnerki w kawiarni:
„Tylko niech pani uważa jak będzie pani niosła kawę dla koleżanki, bo jeśli się rozleje, to ona nie wypije.”
Niestety, rozlana kawka mi nie smakuje...

Sarkazm jest kojarzony, a czasem utożsamiany z ironią. Ironia, w pewnych sytuacjach, może być wyrazem życzliwości, a nawet czułości, sarkazm natomiast, obciążony jest negatywnym ładunkiem emocjonalnym, zawierającym zjadliwość, uszczypliwość i gorycz. Sarkazm nie musi zawierać elementu ironicznego, wypowiedź sarkastyczna może być zgodna z intencją.

Ironia i sarkazm często wykorzystywane są w literaturze, filmie, zwłaszcza w utworach komediowych. Bardzo bawią nas takie utwory lecz gdy w życiu ktoś potraktuje nas w ironicznie czy też sarkastycznie, nie zawsze jesteśmy rozbawieni... Nie każdy ma poczucie humoru i dystans, by ironia lub sarkazm potrafiły bawić. 

Czasem dopada ironia losu, to potrafi wyprowadzić z równowagi... w takiej sytuacji tylko sarkazm pozwala jakoś się trzymać, jak na ironię...

Znam dwie kobiety, blisko ze sobą spokrewnione - matka i córka, które w każdym towarzystwie swoje zdanie wyrażają w sarkastyczny sposób. Na początku znajomości może bawić ten sposób rozmów, po kilku latach zaczyna się unikać takich osób. Ileż można drwić z ludzi?

Każdy ma wady. Jedni starają się z nimi walczyć,  inni pozwalają na żarty ze swoich wad, a jeszcze inni, po kilku drwinach na swój temat wolą wycofać się i znaleźć inne towarzystwo. 
Jeśli ktoś uważa, że jest bardzo zabawny, a mimo to ma coraz mniej towarzystwa, może to oznaczać, że jego żarty nie wszystkich bawią. 

Tacy „żartownisie”, zazwyczaj nie zastanawiają się, że mogą swoim „żartem” spowodować ciężki uraz psychiczny osoby, na temat której wypowiadają się w taki sposób. Nie zawsze wygląd osoby, który jest najczęstszym tematem ironii lub sarkazmu, zależy tylko i wyłącznie od tej osoby. 

Wyśmiewanie wyglądu jest podłe, ironia losu, często sprawia, że wygląd „żartownisia”, na skutek różnych czynników zmienia się na jego niekorzyść, warto o tym pomyśleć. 

Najlepiej przed skutkami przesadnej ironii, czy sarkazmu przestrzega przysłowie: „nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku, dziadek się śmiał i to samo miał”.

wtorek, 2 grudnia 2014

Tabor wakacyjny

Kawka do łóżka nie może być podana w kubeczku, w którym podawana jest na śniadanie. By zaakcentować wyjątkową porę i miejsce serwowania, służy specjalna zastawa. Delikatna, subtelna filiżanka na większym talerzyku, gwarantującym większą stabilność filiżance.
Zauważyłam, że wiele przedmiotów użytku codziennego ma swoich przedstawicieli wykorzystywanych przy specjalnych okazjach.

Ostatnio moją uwagę zwrócił tabor tramwajowy, chluba naszych władz miasta. Nowe pojazdy, zakupione, podobno, dla wygody mieszkańców, jeździły w okresie wakacyjnym. Gdy tylko zaczął się rok szkolny, na ulice, a zwłaszcza na tory, wróciły stare składy tramwajowe. Mieści się w nich mniej pasażerów, nie rozumiem więc takiej polityki transportu miejskiego.
Jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest to, że nowe pojazdy przeznaczone są dla turystów, a nie dla mieszkańców, dojeżdżających codziennie do pracy, czy szkoły.

Taka polityka jest niesprawiedliwa dla tubylców, wszak to oni przez okrągły rok płacą podatki i wykupują bilety na środki transportu miejskiego.
Zaczęła się zima, w starych tramwajach jest zimno, oczywiście tłok sprawia, że jest cieplej, ale czy to jest ta lepsza jakość komunikacji? Za taką jakość podnoszone są ceny biletów?
Komunikację miejską poleca się jako alternatywę dla posiadaczy samochodów, słabo to widzę...

O wygodzie nie ma co wspominać, miejsc siedzących w każdym pojeździe komunikacji miejskiej jest niewiele, a ludzi jadących 20-30 minut jest większość. Polecam włodarzom takie codzienne dojazdy. 

Kiedyś wagony kolejowe, bez miejsc siedzących, wożące ludzi nazywano „bydlęcymi”, a dziś jak je nazwać? Powstają nowe projekty pojazdów, duma rozpiera nasze władze, jeżdżą nimi jako pierwsi, z obstawą. Wszyscy siedzą, bo dla tak niewielkiej grupy ilość miejsc jest wystarczająca. Pojazd przetestowany, dopuszczony do przewożenia ponad 200 pasażerów wyposażony jest w 20 miejsc siedzących, żenada... Brak wyobraźni albo kompletny brak szacunku dla przyszłych pasażerów.

Nie jestem w stanie stać 20 minut w szarpiącym podczas jazdy autobusem, czy tramwajem, jeżdżę więc na pętlę, aby siedzieć. Zmusza mnie taka sytuacja do wydłużenia czasu dojazdu do pracy o 20 minut.

Jeździłam w innych krajach komunikacją, gdzie wygoda i komfort jazy jest na wyższym poziomie, bilety są równie drogie jak w moim kraju, ale wiadomo za co się płaci. Nie wierzę by za mojego życia zmieniło się na lepsze w tej dziedzinie, a podobno jestem optymistką...

środa, 26 listopada 2014

Tradycja

Tradycyjnie kawka podawana jest w dzbanku, z filiżankami i małym dzbanuszkiem, wypełnionym mlekiem lub śmietanką. Przynajmniej taką tradycję znam z dzieciństwa. Różne kraje, mają różne tradycje, tak jak różne są sposoby podawania kawki.

Tradycja, to sprawa umowna. Ogólnie można powiedzieć, że są to przekazywane z pokolenia na pokolenie treści kultury (obyczaje, poglądy, wierzenia, sposoby myślenia i zachowania, normy społeczne), które dana zbiorowość uznaje za społecznie doniosłe dla współczesności i przyszłości.

Zapewne niektóre treści kultury są interesujące i nieszkodliwe, warte wielokrotnego, cyklicznego powtarzania, większość jednak powoduje dyskusje, spory, często prowadzące do wojen. Wystarczy przyjrzeć się historii i powodom wieloletnich wojen.

Z moich obserwacji wynika, że wszelkie zwyczaje, powtarzane w ramach tradycji, uważane za warte powielania, zostały wprowadzone w jakimś celu. Głównym celem jest zwiększenie dochodów jakiejś grupy społecznej, która dane treści kulturowe uznaje za doniosłe na tyle, by stały się tradycją. Ludzie przyzwyczają się do np. corocznych zakupów choinki, czy koszyka na jajka.

W moim kraju cały rok rozplanowany jest, tradycyjnie, według świąt kościelnych, więc wiadomo jaka grupa zwiększa dochody. Poza przedstawicielami kościoła zarabiają oczywiście handlowcy sprzedający towary niezbędne do kultywowania tych świąt. 

Święta państwowe nie wymagają aż takich nakładów finansowych od obywateli, jak kościelne. Ja przynajmniej nie spotkałam się ze specjalnymi zakupami z okazji Święta Niepodległości, czy Święta Pracy. Generują za to niemałe koszty uporządkowania ulic po przemarszach zadowolonych i niezadowolonych obywateli, którzy „tradycyjnie" palą i niszczą to, co im w ręce wpadnie. Płacimy za to wszyscy, gdyż państwo swoich pieniędzy nie posiada i takie wydatki pokrywa z naszych podatków. 

Tradycyjnie z okazji kościelnych obrządków wydatki z roku na rok są coraz większe. Kiedyś były to skromniejsze uroczystości, w gronie najbliższych, dziś są to huczne imprezy, na co najmniej kilkadziesiąt osób, a często na kilkaset.

Organizatorzy często zapożyczają się,  by wypaść przed gośćmi jak najlepiej. Goście nie pozostają dłużni, przynosząc coraz droższe  prezenty.

Brałam ostatnio udział w kilku takich imprezach. Były to wesela, jedno z nich, skromniejsze, odbyło się dwa lata temu i małżeństwo trwa nadal, natomiast druga para, której wesele odbyło się pięć lat temu, na 200 osób, już w zeszłym roku zakończyła swoje małżeństwo rozwodem.

Widząc jak ubiera się dzieci z okazji chrztu, czy komunii, to zastanawiam się dokąd to zmierza... Podobnie jest z prezentami z tych okazji. 

Nie widzę niczego złego w świętowaniu z różnych okazji, myślę tylko, że ludzie powinni mieć wybór. Narzucone przez kościół katolicki święta, nakazują świętowanie wszystkim obywatelom w moim kraju, bez względu na wiarę, nie licząc się także z obywatelami, którzy nie są wierzący. 

Wmawia się nam od zarania dziejów, że tradycja to rzecz święta, jednak wielokrotnie następowały zmiany w tradycji, nie powinno się stawiać jej ponad wszystkim. 

Zwyczaje kulturowe cały czas  ewoluują, wybierane są rozwiązania, które nie dyskryminują ludzi  z różnych względów. Nie mówię, że są przestrzegane, bo to zupełnie inna sprawa. 

Jako dziecko, często słyszałam, że należy szanować starszych ludzi. Przez lata obserwacji doszłam do wniosku, że nie wszyscy starsi ludzie zasługują na szacunek, a zatem tradycyjne wartości należy weryfikować.

Tradycyjne rodziny, które powstawały gdy dwoje ludzi wiązało się węzłem małżeńskim, a następnie wspólnie wychowywali dzieci i żyli długo i szczęśliwie, dziś zmieniły się w inne tradycyjne związki.

Dwoje ludzi wiąże się ze sobą, nie koniecznie węzłem małżeńskim, gdy zdecydują się na wspólne dziecko, nie żyją dalej długo i szczęśliwie. Z reguły kobieta zostaje sama z dzieckiem lub dziećmi. To nie nowa, bo trwająca już kilkadziesiąt lat, tradycja. Ani państwo, ani kościół nie zamierza jej zmieniać, bo nie ma w tym żadnego interesu, a jest to ewidentny przykład dyskryminacji kobiet.

Żyjąc w umiarkowanym klimacie, mamy cztery pory roku. Tradycyjnie, nasze służby drogowe są zaskakiwane warunkami pogodowymi: na wiosnę zaskakują powodzie, w lecie upały i susza, jesienią deszcze i mgły, a zimą mróz i śnieg.

Czy tradycja nie mogłaby wyciągać wniosków z wcześniejszych niepowodzeń? Czy tradycja prowadząca do destabilizacji, nieporozumień, konfliktów nie powinna być wyeliminowana, by w jej miejsce powstała nowa, która będzie jednoczyć, a nie dzielić?


piątek, 14 listopada 2014

Zawód - fotograf

Zrobienie dobrej fotografii kawce, tak, by wyglądała apetycznie - to sztuka. Jestem amatorem i nie potrafię pokazać mojego ulubionego napoju na fotografii w taki sposób, jak profesjonalista. Fotografia na blogu jest moim „dziełem”, nie mnie jednak ją oceniać.

Obecnie prawie każdy jest fotografem, każdy posiadacz telefonu komórkowego z aparatem fotograficznym robi lepsze lub gorsze zdjęcia. Wiele z nich wstawianych jest na rożnych portalach społecznościowych. 

Zrobienie dobrej fotografii wymaga podstawowej chociażby wiedzy na ten temat. Wyposażenie telefonów komórkowych w aparaty fotograficzne pozwoliło ich właścicielom na upamiętnianie wydarzeń z życia w każdym niemal momencie. Wszędzie widać ludzi, którzy robią zdjęcia lub nagrywają wideo. 

Lubię oglądać fotografie, zwłaszcza ciekawe. Czy są to portrety, czy pejzaże, najważniejsze jest, by to, co chce się pokazać znajdowało się w centrum obrazu i było wyraźne. Do takich efektów potrzebne jest dobre ustawienie aparatu, należy też zwrócić uwagę na to, by aparat w trakcie wykonywania zdjęcia był nieruchomy, bo w przeciwnym razie zdjęcie będzie nieostre.

Do „poprawiania” fotografii można zastosować programy komputerowe i te, czasem stosowane są w nadmiarze. Pierwszy raz zetknęłam się ze sposobami obróbki fotografii w komputerze 20 lat temu. Zaskoczyły mnie efekty, jakie można osiągnąć poprawiając, w zasadzie, wszystko. Baczniej zatem, zaczęłam przyglądać się rożnym fotografiom.

Jeśli retusz nie jest przesadzony, to fotografia wygląda naturalnie. Niestety, niektórzy fotoamatorzy starają się tak ulepszać swoje „dzieła”, że zaczynają śmieszyć zamiast wzbudzać artystyczny podziw. Jeśli amatorskie fotografie są po amatorsku „ulepszane” i tylko wstawiane na portale społecznościowe, to mnie nie dziwi, dziwią mnie natomiast ci, którzy mając się za profesjonalistów, przesadzają z poprawkami i „ulepszeniami”.

Zadziwia mnie też to, że ludzie płacą duże pieniądze, by mieć fotografie, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Kiedyś, retusz poprawiał ostrość fotografii, podkreślał detale, których aparat fotograficzny nie był w stanie pokazać. Dziś programy do obróbki fotografii mogą zmienić wszystko. Rysy twarzy, niedoskonałości figury, otoczenie, a nawet towarzystwo, w jakim znajdujemy się na fotografii. W jakim celu robi się wiec takie „sesje”?

Utrwalanie na fotografii osób, czy wydarzeń, kiedyś, służyło do zachowania ulotnych chwil na pamiątkę dla potomnych, by wspominać przeszłość, by zachować w pamięci rodzinę, przyjaciół, znajomych. Dziś można sobie wstawić na swoją fotografię kogokolwiek i cokolwiek, znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie, tylko jaki ma być efekt takich zabiegów?

Kilka lat temu potrzebowałam zrobić sobie fotografię do dyplomu. Przypadkiem trafiłam do „Klitka Atelier” w Warszawie, przy ul. Ząbkowskiej 12. Wnętrze urządzone klimatycznie, jak w XIX-wiecznej Warszawie. Na ścianach wiszą przepiękne fotografie, w tym akty. Najbardziej podobały mi się akty mężczyzny, w wieku, około 60 lat, niezbyt urodziwego, ale ujęcia były tak piękne, z przepiękną grą światła, widać było, że robił je artysta fotograf. 

Właścicielka - Pani Julita Delbar - osobiście mnie fotografowała. W sumie zrobiła około 20 portretów, wszystkie „z ręki”, a nie jak zazwyczaj robią fotografowie - aparatem na statywie, co mnie zaskoczyło. Ciężko było mi się zdecydować na jedno, wzięłam dwa ujęcia, w różnych rozmiarach, byłam zachwycona tym, jak wyszłam na tych portretach. Pani Julita potrafiła pokazać mnie z jak najlepszej strony, prawdziwa artystka. Do dziś wszystkim, którzy chcą mieć piękne fotografie polecam „Klitkę”.

Mam wielu znajomych fotoamatorów, mam też znajomych fotografów. Gdy kupiłam swój pierwszy aparat fotograficzny, musiałam się nauczyć jak ustawić światło, ostrość itp. Kolejny mój aparat był tak zwaną „małpką” - wszystko ustawiał sam, trzeba było tylko „pstrykać”. Zanim jednak zaczęłam robić jakiekolwiek zdjęcia, radziłam się znajomych fotografów jak robić je najlepiej. Z czasem zdobywałam doświadczenie i moje zdjęcia zaczynały mi się podobać. 

Nie potrafię „ulepszać” zdjęć, zatem moi potomkowie będą mnie oglądać taką, jaką jestem.

czwartek, 13 listopada 2014

Zamieszkajmy razem

Kawka ma w moim domu specjalny kącik. Wszystko do jej przyrządzenia znajduje się w jednym miejscu, żeby nie szukać po całej kuchni: kawka, kubeczki i czajnik.

Gdy dwie osoby decydują się na zamieszkanie ze sobą, często dochodzi do wielu nieporozumień. Przeczytałam w internecie o 20 powodach, dla których mężczyźni nie lubią mieszkać z kobietami. Myślę, że kobiety  znalazłyby tyle samo, a może i więcej. Jeśli to są tak wielkie przeszkody, to po co podejmują takie decyzje?

Najbardziej przeszkadzają mężczyznom: włosy, kosmetyki i środki czystości, ubrania i buty. Zupełnie jakby sami się nie czesali, nie myli czy nie ubierali. To trochę dziwne...

Myślę, że jest to kwestia porządku. Gdy każda rzecz w mieszkaniu ma swoje miejsce i nie rozkłada się wszystkiego tak, by było „w zasięgu ręki”, to nie jest trudno dojść do porozumienia w kwestiach porządkowych.

Każdy od czasu do czasu potrzebuje trochę swobody, a nawet samotności. Jestem osobą towarzyską, lubię rozmawiać z ludźmi, niekiedy jednak wybornie czuję się w swoim  towarzystwie. Osoby decydujące się na wspólne zamieszkanie często nie biorą takiej konieczności pod uwagę. Nawet gdy jest się związanym blisko z drugą osobą, pojawia się taka potrzeba.

Zazwyczaj w takich sytuacjach pojawiają się podejrzenia np. o zdrady. Znam taką parę, która jest ze sobą prawie 60 lat i przez cały ten czas nie potrzebują towarzystwa nikogo innego, nawet swojej córki, która od ponad 20 lat nie mieszka z nimi. Nie spotykają się z nikim, nie mają żadnych znajomych, nie utrzymują kontaktów z rodziną. Ponadto, mają bardzo małe mieszkanie - jeden pokój, będący zarówno sypialnią i salonem oraz kuchnię i łazienkę. Jest to dla mnie ewenement, nie znam drugiej takiej pary.

Nie wiem jak, ale ci ludzie musieli doskonale dopasować się do  siebie. Od wielu lat stanowią dla mnie  zagadkę, której nie potrafię rozwiązać. 

Ponieważ ciężko jest mi uwierzyć w uczucie trwające ponad pół wieku, myślę, że jest to przyzwyczajenie. Może to, że oboje w dzieciństwie wychowywali się w trudnych warunkach mieszkaniowych, gdy rodziny, często wielodzietne mieszkały w jednym pokoju, sprawia, że to małe mieszkanko jest dla nich luksusem. ponieważ mogą być w nim sami...

Wydaje mi się, że im  ludzie więcej posiadają, tym większe mają wymagania, coraz mniejsze mają powody do zadowolenia i powstają konflikty.
Powody zwykle są  banalne: rozsypane włosy, które przecież można było zebrać po skończonym czesaniu, rozrzucone skarpetki, które można było wrzucić do kosza na brudną bieliznę, czy porozkładane ubrania, które zwykle też mają swoje miejsce. 

To drobne czynności, które pozwoliłyby uniknąć spięć i ułatwić wspólne mieszkanie, ale do tego potrzebne są jeszcze obopólne chęci. 

niedziela, 9 listopada 2014

Poród musi boleć

Kawka jest napojem, którego nie powinna pić kobieta ciężarna. Ale to nie jedyne wyrzeczenie ciężarnej kobiety. W tym stanie należy bardziej uważać na to, co się je i pije.

Oczekiwanie dziecka przeważnie wiąże się z gorszym samopoczuciem, ale szczęście jakie towarzyszy przyjściu dziecka na świat sprawia, że wszelkie niedogodności idą w  niepamięć. Chyba, że ma się dobrą pamięć, wtedy wspomnienia z okresu ciąży dręczą kobietę długie lata.

Polscy ustawodawcy, z jednej strony tworzą przepisy dotyczące macierzyństwa tak, aby matki mogły opiekować się dzieckiem osobiście jak najdłużej, a z drugiej strony, by poród był koszmarem.

Właśnie przeczytałam, że polskie kobiety nie będą mogły liczyć liczyć na znieczulenie podczas porodu. W końcu większość posłów to mężczyźni, ich udział ogranicza się do zapłodnienia, co nie sprawia bólu, a raczej przyjemność.
Jeśli ustawodawcy chcą zachęcić kobiety do rodzenia dzieci, to nie tędy droga.
Decyzja o cesarskim cięciu powinna należeć do kobiety i lekarza, ustawodawcy nic do tego. Ograniczenie środków dla szpitali na ten cel, to barbarzyństwo!

Mój poród, już w wolnej Polsce, w roku 1990, to był koszmar. Na porodówce spędziłam 17 godzin, podczas gdy sączyły się wody płodowe, co było niebezpieczne dla dziecka. Nie było skurczy porodowych, żaden lekarz nie zdecydował o cesarskim cięciu, kazali mnie i dziecku męczyć się 17 godzin. 
Nie stosowano wówczas środków przeciwbólowych, chociaż istniały, więc wiem o co  walczą dziś kobiety. O cesarskim cięciu zdecydowano po 17 godzinach. Byłam już tak wyczerpana, że nie miałam siły zawalczyć o to, by zobaczyć swoje dziecko.

Ponieważ poród trwał tak długo, wynikiem była infekcja i wysoka temperatura, co z kolei spowodowało, że dziecko mogłam zobaczyć dopiero po trzech dniach, a karmić piersią mogłam zacząć dopiero po tygodniu.

Można było uniknąć tych powikłań, gdyby lekarze nie czekali na akcję porodową, tylko od razu podjęli decyzję o cesarskim  cięciu. Minęły 24 lata i stoimy w tym samym miejscu, chociaż świat idzie naprzód.

W Polsce kobiety nie są zachęcane do rodzenia dzieci. Jeśli chcą je mieć, to muszą liczyć się z koszmarem porodu. Taka jest nasza polityka prorodzinna.

sobota, 8 listopada 2014

Przemoc w rodzinie

Kawki nie podaje się przemocą, można zachęcić do wypicia, ale nie siłą. Zachętą przede wszystkim jest wspaniały zapach. Zastawa też ma ogromne znaczenie, nie można się oprzeć kawce w pięknej filiżance. 

Od pewnego czasu toczy się dyskusja na temat przemocy w rodzinie. Dyskutują kobiety z mężczyznami, dla których znęcanie się nad swoją partnerką, czy dziećmi, to norma. Zwłaszcza dla takich, którzy mają różne niepowodzenia na swoim koncie. 
Nie są one winą ani tych kobiet, ani tych dzieci, na których wyładowują swoje frustracje, najgorsze jest jednak to, że uderzenie kobiety, czy dziecka, to przecież tradycja.

Prof. Andrzej Zoll - prawnik, były sędzia, prezes  Trybunału  Konstytucyjnego i były rzecznik praw obywatelskich - twierdzi: „Konwencja antyprzemocowa, to zamach na naszą cywilizację.”!!! Jak można powierzyć jakąkolwiek funkcję komuś z takimi przekonaniami? Kto temu człowiekowi dał tytuł profesora? 

Autor biblii, kimkolwiek był, wymyślił sobie, że jest lepszy od kobiety. Szerzy w swojej twórczości niemalże nienawiść do kobiet, którym w niczym nie jest w stanie dorównać. Przede wszystkim - w naturalnej możliwości, tylko i wyłącznie danej kobiecie - urodzenia dziecka. 
Mało tego, przekonał do swoich racji miliardy mężczyzn! Teraz, zwłaszcza ci, którzy chodzą w czarnych sukienkach, szerząc nadal te brednie, strasznie buntują się przeciw zmianom w prawie, mającym na celu zapobieganie przemocy w rodzinie. 

Sami znęcają się nad innymi, począwszy od dzieci, które  trafiają do sierocińców przykościelnych, poprzez kleryków szkolonych do swoich przebrzydłych praktyk, a skończywszy na ludziach wysłuchujących ich przemówień w kościele. 

Jak można głosić, że kobieta musi podporządkować się mężczyźnie, bo jeśli będzie przeciwstawiała się żądaniom mężczyzny, to powinna być ukarana. Wyznacza się kobiecie służbę mężczyźnie poniżając ją, jednocześnie wznosząc modły do dziewicy, która zaszła w ciążę z duchem. 

Kobiety są bite z najbłahszych powodów  (słynna przesolona zupa), dzieci także (zwykle za głośno płaczą), a rządzący nie mają zamiaru nic z tym zrobić, bo kościół popiera takie praktyki. 

Co się dzieje z tym krajem? Niby cywilizowany, rozwinięty, a ciemny i nikczemny. Podobno polscy obywatele mają równe prawa, ale jak widać, kobiety i dzieci obywatelami nie są. 
Co ciekawe, kobiety, wybrane do sejmu, nie wszystkie, na szczęście, także nie widzą konieczności podejmowania działań w tym zakresie. Za mało jest tych, które chciałyby coś zmienić. 

Czy nadal nie będzie się skutecznie zwalczać przemocy w rodzinach, tylko modlić po kolejnych tragediach?

poniedziałek, 3 listopada 2014

Sezon na czosnek

Świeżo zaparzona kawka ma przepiękny zapach. Gdy się go poczuje,  natychmiast ma się ochotę ją wypić. Nie spotkałam dotychczas nikogo, kto by nie znosił zapachu kawki.

Istnieje wiele dań mających apetyczny zapach. Nie zawsze potrawa, która ma niezbyt zachęcający zapach jest niesmaczna, często jednak zapach zniechęca do jedzenia. Dla mnie takim zapachem jest czosnek. Nie znoszę jego zapachu, a niestety, zwłaszcza jesienno - zimową porą, w komunikacji miejskiej jestem zmuszona do wąchania tej, nieprzyjemnej dla mnie woni.

Jest to dla mnie bardzo przykre, bo jadąc z osobą ziejącą czosnkiem, mam mdłości . Ponieważ jadąc do pracy nie mam wyboru, męczę się codziennie.
Znam oczywiście właściwości tej przyprawy. Stosuje się ją często by zwalczyć np. przeziębienie. Można tym sposobem zwalczyć także mnie.

Nie wiem, czy można tę przykrą woń zmienić, by z samego rana pozwolić współpasażerom swobodnie oddychać. Trudno mi też pogodzić się z beztroską, jaką cechuje konsumentów czosnku. Jeśli dla nich jest to przyjemny zapach, to zapewne myślą, że innym także się spodoba.

Kiedyś umówiłam się z kolegą na spektakl, bardzo mi zależało, by go obejrzeć. Był to Hamlet, z Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej. Kolega najadł się czosnku, bo był przeziębiony. Nie mogłam skupić się na spektaklu, bo nie miałam jak oddychać.  Oczywiście, po spektaklu, jak najszybciej rozstałam się z kolegą i nigdy więcej nie umówiłam się z nim.

Mało romantycznie jest zjeść wspólnie kolację, doprawianą czosnkiem i całować się z kimś. Dla mnie absolutnie nie do przyjęcia, ale sympatykom czosnku życzę miłych doznań.

poniedziałek, 27 października 2014

Celibat

Dwadzieścia lat temu, w związku ze stosowaną wówczas dietą, miałam przerwę w piciu kawki. Było to związane z przyjmowaniem specyfiku zawierającego naturalne, pobudzające składniki, które w połączeniu z kawką mogły spowodować nadmierny wzrost ciśnienia krwi. To był dla mnie trudny okres, na szczęście trwał tylko pół roku.

Czasem, gdy okoliczności życiowe zmuszają, powstrzymujemy się od różnych, naturalnych czynności życiowych. Jedną z nich jest wstrzemięźliwość seksualna. Nie zawsze jest ona narzucona, jak ma to miejsce wśród księży, czy zakonnic.

Bywa, że para, która podejmie decyzję by tworzyć, w miarę, trwały związek, rozstaje się na krótszy, bądź dłuższy okres, z różnych powodów. Często są to wyjazdy służbowe lub związane z wakacyjną opieką nad wspólnymi dziećmi. Każde z rodziców ma nie więcej niż miesiąc urlopu, więc często zajmują się dziećmi „na zmianę ”.

Dopuszczalność kontaktów seksualnych z osobami będącymi poza związkiem, to kwestia ustaleń danego związku. Z reguły osoby, które są w związku nie godzą się na takie kontakty, ale znam też takie, które zgodziły się na taką ewentualność. Jedna z takich par jest ze sobą od 36 lat, nadal są szczęśliwi, choć oboje mieli seksualne kontakty poza małżeńskie. 

Słynne są wyjazdy jednego z małżonków do sanatorium. Często podczas takich rozstań jedno lub oboje z małżonków mają „przygody” poza związkiem, jedno zostając w domu, a drugie poza domem, np. w ośrodku sanatoryjnym, czy wczasowym.

Ciężko zatem jest utrzymać wstrzemięźliwość seksualną. Księży i zakonnice, w kościele katolickim, obowiązuje celibat. Jest to nakaz powstrzymania naturalnych potrzeb seksualnych zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Władze kościoła katolickiego wprowadziły taki obowiązek ze względów finansowych, to oczywiste. 

Księża i zakonnice nie mogą mieć potomstwa, bo wszelkie dobra kościelne nie mogą być dziedziczone. Osoby pełniące funkcje kościelne mogą majątek mnożyć ale nie dzielić się nim. Nie znaczy to wcale, że zakonnice, czy księża nie mają dzieci. Posiadanie przez nich dzieci jest skwapliwie ukrywane, czasem jednak ktoś ujawni jakąś historię.

Nie jest również tajemnicą jak osoby, które obowiązuje celibat, zaspokajają swoje potrzeby seksualne. Ilość pedofilskich skandali wśród duchownych jest porażająca, po co więc utrzymywać tę fikcję, jaką jest celibat? Z tego co wiem, inne wyznania dopuszczają związki kobiet z mężczyznami, nie wiem po co katolickim duchownym takie zakłamanie?

Zmuszanie do powstrzymania się od zaspokojenia potrzeb seksualnych prowadzi często do przestępstw na tym tle. Popełniają je częściej mężczyźni niż kobiety, więc nie wiem jaki jest cel przygotowywanie potencjalnych przestępców? 

Ofiarami padają głównie kobiety i dzieci, które mają, w następstwie tych zbrodni, na zawsze zniszczone życie. Celibat musiał wymyślić totalny głupiec i psychopata. 

Biorąc pod uwagę ilość przestępstw pedofilskich, celibat powinien być natychmiast zniesiony. Pozwoliło by to oszczędzić kolejne potencjalne ofiary. 

piątek, 24 października 2014

Odnowa

Kawka rankiem - to gwarantowana energia potrzebna, by obudzić się i przygotować do pracy. Kawka odnawia sprawność umysłu, który po przebudzeniu zwykle funkcjonuje na zwolnionych obrotach. 

Zabiegi poranne odświeżają wygląd po przespanej lub nie przespanej nocy. Zimna woda pobudza skórę, zmywa z oczu sen. 

Coraz więcej osób korzysta z gabinetów lub turnusów odnowy biologicznej. Codzienna praca powoduje, że organizm zużywa się. Tak, jak wszelkie urządzenia wspomagające funkcje życiowe, zawodowe i.t.p., co jakiś czas powinno się odnawiać, oddać do konserwacji.

Kiedyś, niewiele osób o tym myślało. Spełniając swoje role w rodzinie i w pracy, nie zastanawiano się głębiej, że organizm się niszczy. Zabiegi odnowy biologicznej znane były tylko osobom, które było na to stać. Dziś jest podobnie, ceny jednak stały się bardziej przystępne, myślę, że sprawiła to konkurencja.

Wiele zabiegów można stosować w domu, mając podstawową wiedzę i odpowiednie środki. Reklamy zachęcają do kupna kosmetyków, które nie koniecznie muszą być naturalne i mogą mieć więcej skutków ubocznych szkodliwych niż zdrowotnych. Na szczęście istnieją sklepy zajmujące się sprzedażą naturalnych kosmetyków, nie powodujących alergii i odnawiających bezinwazyjnie.

Od kilku miesięcy stosuję środki myjące, piorące i pielęgnujące, a także farby do włosów pochodzenia roślinnego i zauważyłam poprawę w wyglądzie mojej skóry i włosów. Stosując od ponad roku orzechy piorące zaoszczędziłam kilkaset złotych, a moje ubrania nie tracą barw i nie niszczą się tak, jak podczas stosowania tradycyjnych, chemicznych środków piorących.

Profesjonalne gabinety odnowy biologicznej mają w swojej ofercie wiele zabiegów mniej lub bardziej inwazyjnych, wykorzystujących nowoczesne technologie wspomagające działanie różnych kosmetyków, pobudzające do działania skórę, mięśnie, czy włosy.

Widziałam masę zdjęć osób, które poddając się operacjom plastycznym, mającym na celu przywrócenie młodego wyglądu zmieniły się niekorzystnie, czasem nawet zmieniając na tyle rysy twarzy, że stały się innymi osobami. 

Starzenie się jest naturalnym procesem. Świat jednak nie przyjmuje tego do wiadomości, piętnując osoby, które się starzeją - to chore. Można oczywiście próbować powstrzymać ten proces, zawsze lepiej jest wybrać sposób, który nie zaszkodzi organizmowi jeszcze bardziej. 

Obecnie, mając dostęp do informacji, nie koniecznie trzeba iść „pod nóż”. Porównując opinie osób wypowiadających się na temat różnych metod odnowy można samemu wybrać najlepszą dla siebie opcję.  Potrzebna jest rozwaga, znajomość własnego organizmu i wiedza z takich dziedzin jak chemia, biologia, czy fizyka. 

Wiele osób zwraca uwagę na moją cerę, która, nie licząc kilku drobnych zmarszczek koło oczu, jest gładka i bez przebarwień, co u osoby w moim wieku nie jest zbyt częste. 

Cała tajemnica tkwi w odpowiednim nawilżaniu. Jeśli dostarcza się do organizmu odpowiednią ilość wody, nie wystawia się skóry na działanie promieni słonecznych, to nie trzeba używać wielu kosmetyków. Skóra zniszczona w solarium, wymaga specjalnych, długotrwałych zbiegów by przywrócić jej zdrowy wygląd. 

Coraz młodsze osoby mocno przesadzają z opalaniem w solarium, zawsze jak widzę młodą, spaloną w solarium dziewczynę, to widzę w niej potencjalną klientkę chirurga plastycznego.

W gabinetach odnowy biologicznej stosuje się wiele naturalnych środków pielęgnacyjnych i regeneracyjnych. Warto poszukać takiego, w którym nie są stosowane środki chemiczne. Wszystkie te zabiegi mają na celu utrzymanie, jak najdłużej młodego i zdrowego wyglądu. Czy to się udaje, to już zupełnie inna sprawa. Jestem przekonana, że zabiegi odnowy biologicznej są zdrowsze niż operacje plastyczne. 

Wielu specjalistów zajmujących się odnową zwraca uwagę na stosowaną dietę, która nie jest bez znaczenia dla zdrowego i młodego wyglądu. Jeśli stosowana dieta zawiera składniki szkodliwe dla organizmu, nie pomogą same zabiegi odnowy biologicznej. 

Widzę na ulicach młode zniszczone osoby i osoby starsze, niejednokrotnie wyglądające zdrowiej od tych młodych. Utrzymanie młodego wyglądu wymaga wiele wysiłku, ale warto zmierzyć się z tym dla lepszego samopoczucia. 

czwartek, 23 października 2014

Słaba płeć

Kawka jest kobietą, to nie ulega wątpliwości.

Ostatnio czytałam wywiad z profesorem psychologii - Philipem Zimbardo, który obserwuje zjawisko coraz mniejszej roli mężczyzn w życiu. Zgadzam się ze zdaniem, że mężczyźni są słabszą płcią. Gdy kobiety zajęły się, poza narzuconymi przez tradycje kulturowe - pracami domowymi, karierą zawodową, naukową, a także doszły do władzy, udowodniły, że potrafią być rozsądniejsze od mężczyzn. Rozwiązują problemy za pomocą pokojowych metod, a nie przy użyciu siły, nie nawołują do agresji, wojen, co dla mężczyzn jest niezrozumiałe.

Mężczyźni, od wieków, różnice zdań rozwiązywali metodami siłowymi - silniejszy miał rację. Zamiast stosować siłę argumentów, stosowali argumenty siły. To jest do dziś ich sposób na zmuszenie do podzielania ich zdania.

We wspomnianym wywiadzie, profesor Philip Zimbardo ukazuje mężczyzn, słusznie zresztą, jako osoby, które nie radzą sobie z samodzielnością kobiet. Kobiety, dzięki łatwiejszemu dostępowi do edukacji i rynku pracy stały się niezależne.
Mężczyzna, jeśli nie ma partnerki, mieszka z matką, bo do prac domowych konieczna jest „kobieca ręka”. Niewielu mężczyzn potrafi się tak zorganizować jak kobiety. Do tego potrzebna jest podzielność uwagi, a tej umiejętności mężczyźni nie posiadają.

Kobieta potrafi skupić się na kilku sprawach jednocześnie - dziecko, praca, dom. Mężczyzna, jeśli jest skupiony na pracy, to nie myśli o innych sprawach. Nie należy mu przeszkadzać, gdy wykonuje jakąkolwiek czynność, bo jeśli się rozproszy, to na pewno się pomyli.  Podobnie, gdy jest skupiony na seksie. To, co jest wokół zdaje się być niewidzialne, nawet kobieta.

Kobiety lepiej radzą sobie z przeciwnościami losu. Walczą o siebie, o dzieci, mężczyzna wybiera wygodniejszą drogę. Gdy pojawia się jakaś życiowa przeszkoda, wolą się wycofać, niż się z nią zmierzyć.

Kobiety częściej są porzucane przez mężczyzn, wielokrotnie zostają z małym dzieckiem. Nikt nad samotną matką nie załamuje rąk, przecież jest stworzona do wychowania dziecka, nikt nie musi jej pomagać, da sobie radę.  Mężczyzna, gdy zostaje sam z dzieckiem, zasługuje na miano bohatera. 

Kobiety zapanują nad światem, prędzej czy później, będzie to złota era w dziejach ludzkości. 

czwartek, 16 października 2014

Korzenie

Dziś przecztałam na jednym z portali internetowych, że miejsce pochodzenia kawy ma ogromny wpływ na jej smak http://m.interia.pl/kobieta/news,nId,1533087?utm_source=Interia&utm_medium=APP&utm_campaign=android 

Wydaje mi się, że podobnie jest z ludźmi. Stare przysłowie mówi : „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Coś w tym jest. 

Zaobserwowałam, że człowiek pracuje nad sobą całe życie. Bez względu na to, jaki skutek chce osiągnąć. Dzieciom urodzonym w biednych, czy patologicznych rodzinach udaje się osiągnąć sukces życiowy, natomiast zdarza się dzieciom, z tak zwanych: „dobrych rodzin" - sięgnąć dna. 

Wszystko zależy okoliczności mniej lub bardziej sprzyjających. Ważne jest nastawienie i oczekiwania, ale jeśli nie ma sprzyjających okoliczności, nie udaje się osiągnąć wytyczonego celu. 

Ziarna kawy muszą być zebrane o odpowiedniej porze, by były dojrzałe i poddane procesowi palenia uzyskały oczekiwany smak i zapach. Wiele czynników naturalnych ma na to wpływ: temperatura, nasłonecznienie, opady.

Z ludźmi jest podobnie. Rodzice mają największy wpływ na rozwój dziecka, ale gdy dziecko trafia do placówek oświatowych, spotyka się z innymi dziećmi i często przejmuje ich sposób bycia i myślenia. 

Ludzie na Ziemi wychowują się w różnych środowiskach kulturalnych, politycznych i religijnych. Różnice zdań doprowadzają często do konfliktów między krajami, nawet zbrojnych. Poznając dzieje ludzkości można znaleźć wiele dowodów na ścieranie się różnych światopoglądów. Obecnie takie sytuacje też mają miejsce. 

Tradycje kulturowe, zaszczepione od najmłodszych lat ciężko jest zmienić. Zdarza się tak, gdy wiążą się ze sobą ludzie, którzy wychowali się w różnych kulturach. Zazwyczaj, w takich przypadkach jedna ze stron zmienia swoje przyzwyczajenia. 

Poznałam kilka takich par. Jedna z osób, zmieniła wiarę, by zawrzeć związek małżeński, prawdopodobnie po to, by móc poślubić swojego wybranka. Związek ten nie przetrwał. Każda z osób w tym związku była z innego kraju i wydaje mi się, że bardziej przeszkadzały im w porozumieniu różnice mentalne i kulturowe niż religijne.

Mam też koleżankę, która wyszła za mąż za Araba. Mieszkała kilka lat w Afryce i kiedy uczucie „wygasło” wróciła do Polski. Wiążąc się z osobą pochodzącą z kraju o podobnych tradycjach istnieje większe prawdopodobieństwo przetrwania takiego związku. 

Ciężko jest diametralnie zmienić w sobie wszystko, czego człowiek uczy się od urodzenia i przyzwyczaja się do tego. Znając tradycje i zwyczaje różnych krajów, charakteryzuje się ich mieszkańców. Są jednak kraje, których zwyczaje i kultura zmienia się wraz z rozwojem cywilizacji. 

Polska jest takim krajem, w którym te zmiany dokonują się bardzo powoli. Jest spora grupa ludzi, którzy z różnych powodów zmieniają światopogląd na bardziej światły. Cały czas jednak rządzą w niej ludzie z głęboko zakorzenioną tradycją opartą głównie na religii katolickiej. 

niedziela, 12 października 2014

Ekspert

Przez całe swoje życie wypiłam hektolitry kawki. Mogę o niej wiele powiedzieć, ale nie czuję się ekspertem, jestem tylko wiernym konsumentem. Nie staram się nikogo namawiać by podzielał moje zdanie na temat kawki, ani zmieniał swoje zwyczaje konsumpcyjne i np. zamiast herbaty pił kawkę. Jeśli ktoś chce spróbować, to chętnie go poczęstuję, nie narzucam rodzaju przyrządzania, każdy powinien mieć możliwość spróbowania kawki pod różną postacią, by zdecydować, jaka będzie mu najbardziej smakowała.

Ostatnio w moim kraju roi się od ekspertów w różnych dziedzinach. Najwięcej jest psychologów, którzy dyktują jak należy się zachowywać w różnych sytuacjach życiowych. Zwykle są to ludzie, którzy nie mając doświadczeń, ani wiedzy doradzają, tonem eksperta co należy zrobić w danej sytuacji. Znam wiele takich osób.

Zauważyłam, że na temat związków kobiet z mężczyznami najczęściej wypowiadają się osoby samotne, które nigdy nie były w żadnym związku lub takie, które tkwią w jednym związku od wielu lat. Osoby takie wręcz narzucają swój światopogląd innym, nieraz awanturując się gdy nie podziela się ich zdania.

Mam wśród swoich bliskich znajomych kobietę, która nigdy nie była w związku z mężczyzną, ale uważa się za eksperta w tej dziedzinie życia. Będąc osobą najstarszą w rodzinie, jest przekonana o swojej mądrości, bo według jej zdania - stary człowiek -  to mądry człowiek. Niestety, wiek z mądrością nie zawsze idzie w parze. Osoby, którym próbowała narzucić swoje zdanie kontaktują się z nią bardzo rzadko lub całkowicie zrezygnowały z kontaktów z nią. 

Nauczyłam się, że z eksperckimi radami nie należy spieszyć się zbytnio, życie bowiem potrafi sprawiać niespodzianki. 

Sporą grupę tworzą eksperci zdrowia, ale pisałam o nich wcześniej, więc nie będę się powtarzać. Część tej grupy natomiast stanowią eksperci od diet. Bez specjalnego zgłębiania tematu doradzają co należy, a czego nie należy jeść, kierując się głównie zawartością kaloryczną jedzenia, nie biorąc pod uwagę wartości odżywczych. Nie zawsze jednak dieta pozbawiona kalorii jest zdrowa, co oczywiście nie znaczy, że nie należy zwracać uwagi na ilość kalorii. Warto jednak zapoznać się bardziej szczegółowo z tematem, zanim doradzi się komuś w tej dziedzinie. 

Ostatnio wielu jest także ekspertów od komputerów i urządzeń elektronicznych. Staram się nie kierować opinią jednej osoby przy wyborze odpowiedniego komputera, czy telefonu komórkowego. Na szczęście bardzo wiele osób wypowiada się w internecie na ten temat i to pozwala na zorientowanie się i wybór sprzętu. 

Należy też wspomnieć o ekspertach od polityki. Tych jest chyba najwięcej. Przy każdej okazji, gdy spotka się kilka osób zaczyna się dyskusja na temat polityki. Najczęściej słyszy się zdania rozpoczynające się od słów: 
„Ja bym..."
Porady słyszy się także od polityków, nie będących aktualnie u władzy. Wypowiadają się w jaki sposób rozwiązaliby pojawiający się problem, chociaż nie wykazali się wiedzą ekspercką będąc u władzy. 

Wiedza ekspercka, nie wiedzieć czemu, objawia się gdy inni mają kłopoty, gdy eksperci mają problemy, często są bezradni - to zadziwiające. 

czwartek, 9 października 2014

Gender

Szykując się rano do pracy, przy kawce słuchałam, jak zwykle wiadomości. Na szczęście kawkę może pić każdy. Bez względu na płeć.

Poruszył mnie temat gender, do którego jak przysłowiowy „rzep” przyczepili się biskupi krytykując nowy Elementarz dla dzieci rozpoczynających naukę. Podstawowym problemem dla biskupów jest podział ról w rodzinie, zupełnie jakby mieli jakieś doświadczenie w tej sferze życia, jeśli mają, to nie oficjalnie i tym, na ich miejscu głośno bym się nie chwaliła. 
Jak mantrę powtarzają słowo „gender”, a wydaje mi się, że kompletnie nie wiedzą o czym mówią.

Gender - według definicji jest to płeć kulturowa, psychiczna,  społeczna, innymi słowy - tożsamość płciowa. Suma cech, zachowań i stereotypów PRZYJMOWANYCH przez kobiety i mężczyzn w drodze socjalizacji w ramach danej kultury. Nie wynikająca bezpośrednio z różnic w biologicznej budowie ciała pomiędzy płciami. Cechy uznawane za genetycznie przypisane kobiecie lub mężczyźnie wynikają z uwarunkowania kulturowego lub presji społecznej. Wiele cech rzekomo „kobiecych” i „męskich” mających pochodzić z różnic biologicznych teoria gender uważa za ukształtowane w ramach wychowania i socjalizacji.

Chodzą babcie z transparentami „precz z gender” nie mając pojęcia co to takiego, ale skoro ksiądz tak grzmi na ambonie, to znaczy - samo zło i trzeba też się powydzierać na ulicy w tym temacie. 

Umysłowy rozwój człowieka, zwłaszcza w ostatnim stuleciu, pozwolił na przyswojenie wiedzy o wszechświecie. Ludzie nie ograniczają się tylko do myślenia lokalnego. Z każdym rokiem przybywa naukowych odkryć pozwalających uświadomić nam skąd wziął się nasz świat. 

To, że pierwotne plemiona ludzi ustaliły sobie, że mężczyźni polują, a kobiety gotują i zajmują się dziećmi, nie znaczy, że tak ma być do końca świata. 
Życie przekonuje, że kobiety nie muszą zabijać zwierząt, by zapewnić byt rodzinie i często radzą sobie z tym lepiej niż mężczyźni. Mężczyźni, a zwłaszcza duchowni,  nie mają jak się wykazać, więc kombinują wciskając kobietom jakieś odwieczne prawa, które sami wymyślili i ustalili. 

Znam bardzo wielu mężczyzn zajmujących się domem, bo ich partnerki pracują. Znam też takich, którzy opiekują się swoimi niepełnosprawnymi partnerkami i nie czują się w związku z tym mniej męsko.

Znam kobiety, żyjące bez mężczyzn, umiejące pogodzić pracę zawodową z obowiązkami domowymi, nie tylko gotujące i sprzątające po mężczyznach, a często zastępujące tych, którzy odeszli w różny sposób i nie czujące się mniej kobieco.

Jednego mężczyzna nie może zrobić - urodzić dziecka. To wielki ich kompleks. 
Księża w tak paskudny sposób od wieków poniżali kobiety, że nie są dla mnie autorytetem w żadnej sprawie.

Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, jeśli swoim postępowaniem nikogo nie krzywdzą, to nie ma znaczenia jakie prace wykonują. Jeśli ksiądz krytykuje ojca, który czyta dziecku książkę lub przygotowuje mu posiłek, to powinien zastanowić się nad tym co sam robi. 

Kawka do łóżka i wieczorny relaksik.