niedziela, 27 lipca 2014

Przyjaźń

Kawka to moja najlepsza przyjaciółka. Poznałyśmy się gdy miałam 18 lat.  Musiałam brać wtedy leki, które powodowały senność i moja rejonowa lekarka zaproponowała mi rano kawkę na rozbudzenie. Nie biorę już dawno tych leków ale kawkę bardzo polubiłam i towarzyszy mi do dziś.

Przyjaźnie między ludźmi nawiązują się czasem w takich sytuacjach życiowych, gdy zaistnieje potrzeba wsparcia lub pomocy. Może to być ktoś,  kogo już znamy, albo pojawia się ktoś nowy, chętny do pomocy i pozostaje przy nas na dłużej.
Zazwyczaj kobiety przyjaźnią się z kobietami,  a mężczyźni z mężczyznami.  To naturalne, wydaje się nam, że osoba tej samej płci lepiej zrozumie nasze problemy. Z czasem jednak przekonujemy się do rozmów o problemach z osobami płci przeciwnej.

Dotychczas poznałam bardzo wiele osób, jednak,  tak naprawdę bliskich mam niewiele.
Mam przyjaciółkę, z którą poznałyśmy się w pierwszej klasie liceum. Początkowo nie darzyłyśmy się sympatią, a nawet sprzeczałyśmy często. Z czasem polubiłyśmy się, usiadłyśmy razem w ławce i stałyśmy się nierozłączne. Ponieważ często trzymałyśmy się za ręce, koleżanki śmiały się z nas i nazywały lesbijkami. Były to czasy, gdy nie mówiło się otwarcie o związkach homoseksualnych, ale my nic sobie z tego nie robiłyśmy.
Od 35 lat mieszka daleko ode mnie - około 1500 kilometrów. Jej wyjazd był dla mnie szokiem. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Okazało się, że pomimo odległości, niechęci mojej przyjaciółki do pisania listów, stanu wojennego w międzyczasie, cały czas jesteśmy w kontakcie.

Mam też przyjaciela, którego poznałam w tym samym czasie, a więc znamy się równie długo i także mieszkamy dość daleko od siebie,  około 400 kilometrów. Poznaliśmy się na koloniach letnich,  organizowanych przez zakłady pracy naszych rodziców. Od powrotu z kolonii pisaliśmy do siebie listy, w różnych odstępach czasu, było ich około 300. Odwiedzaliśmy się też kilka razy. On bywał u mnie częściej niż ja u niego, ponieważ jeździł jako kierowca, rozwoził po Polsce różne towary i przejeżdżał przez moje miasto.
W latach 80' oboje założyliśmy rodziny, ale kontakt utrzymywaliśmy cały czas. Odwiedzaliśmy się także z naszymi partnerami, chociaż to już nie było to samo. W latach 90' mieliśmy już telefony, poza tym każde z nas miało już dzieci,  coraz więcej zajęć, a więc poprzestaliśmy na rozmowach telefonicznych.

Kilka razy zetknęłam się z pytaniem:czy przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa?
Moje doświadczenia są różne, ludzie przyjaźnią się z różnych powodów, przeważnie dla korzyści jakie można mieć z takiego związku. Często też zdarza się, że taka „przyjaźń” kończy się wraz z osiągnięciem celu. 
Nie mogę powiedzieć, że to zdarza się tylko między kobietą, a mężczyzną, bo kobiety równie szybko pozbywają się przyjaźni, z których miały korzyści.

Gdy studiowałam, miałam takich dwóch „przyjaciół”. Byłam im potrzebna, a oni mnie, bo razem łatwiej było się uczyć. Spędzaliśmy wspólnie mnóstwo czasu, nie tylko ucząc się. Jeden z nich w czasie studiów ożenił się, oczywiście bawiliśmy się na weselu. Z nim w niedługim czasie zakończyliśmy współpracę,  gdy przygotowując, we troje, kolejną wspólną pracę zawiedliśmy się na nim. Ten drugi był oczywiście oburzony, zapewniał mnie, że nie zachowa się w ten sposób. Rzeczywiście, do końca studiów pracowaliśmy razem, pisaliśmy wspólnie prace semestralne, uczyliśmy się razem do egzaminów. Doskonale się rozumieliśmy, przynajmniej tak mi się zdawało...

Skończyliśmy studia, mój „przyjaciel” był nawet przy mnie, gdy broniłam pracy magisterskiej. Utrzymywaliśmy kontakt jeszcze kilka lat, spotykaliśmy się, dzwoniliśmy do siebie pisaliśmy przez internet. Nagle on dostał propozycję pracy za granicą, dosyć daleko, w USA. Zanim wyjechał przestał się do mnie odzywać, nie odbierał nawet moich wiadomości... Do dziś nie wiem dlaczego? To znaczy, dla mnie, może być tylko jedno wytłumaczenie - przestałam być mu potrzebna.

Przyjaźń to bardzo silna więź, miedzy kobieta, a mężczyzną może doprowadzić do bliższego związku i taki związek ma szansę przetrwania bardzo długo. Mam takich znajomych, którzy poznali się, dosłownie, w piaskownicy. Mieszkali w jednym bloku, jedno nad drugim, nie pamiętam już, które z nich mieszkało na dole, a które na górze. Chodzili razem do przedszkola i do szkoły. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Pomimo protestów rodziców obu stron pobrali się. Zamieszkali w mieszkaniu po babci, w którym były dosyć spartańskie warunki. Nie było łazienki, w kuchni paliło się węglem. Nic nie było w stanie ich zniechęcić. Są ze sobą od prawie 40 lat i nie zanosi się żeby mieli się rozstać. Takie związki nie zdarzają się często.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz