wtorek, 2 grudnia 2014

Tabor wakacyjny

Kawka do łóżka nie może być podana w kubeczku, w którym podawana jest na śniadanie. By zaakcentować wyjątkową porę i miejsce serwowania, służy specjalna zastawa. Delikatna, subtelna filiżanka na większym talerzyku, gwarantującym większą stabilność filiżance.
Zauważyłam, że wiele przedmiotów użytku codziennego ma swoich przedstawicieli wykorzystywanych przy specjalnych okazjach.

Ostatnio moją uwagę zwrócił tabor tramwajowy, chluba naszych władz miasta. Nowe pojazdy, zakupione, podobno, dla wygody mieszkańców, jeździły w okresie wakacyjnym. Gdy tylko zaczął się rok szkolny, na ulice, a zwłaszcza na tory, wróciły stare składy tramwajowe. Mieści się w nich mniej pasażerów, nie rozumiem więc takiej polityki transportu miejskiego.
Jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest to, że nowe pojazdy przeznaczone są dla turystów, a nie dla mieszkańców, dojeżdżających codziennie do pracy, czy szkoły.

Taka polityka jest niesprawiedliwa dla tubylców, wszak to oni przez okrągły rok płacą podatki i wykupują bilety na środki transportu miejskiego.
Zaczęła się zima, w starych tramwajach jest zimno, oczywiście tłok sprawia, że jest cieplej, ale czy to jest ta lepsza jakość komunikacji? Za taką jakość podnoszone są ceny biletów?
Komunikację miejską poleca się jako alternatywę dla posiadaczy samochodów, słabo to widzę...

O wygodzie nie ma co wspominać, miejsc siedzących w każdym pojeździe komunikacji miejskiej jest niewiele, a ludzi jadących 20-30 minut jest większość. Polecam włodarzom takie codzienne dojazdy. 

Kiedyś wagony kolejowe, bez miejsc siedzących, wożące ludzi nazywano „bydlęcymi”, a dziś jak je nazwać? Powstają nowe projekty pojazdów, duma rozpiera nasze władze, jeżdżą nimi jako pierwsi, z obstawą. Wszyscy siedzą, bo dla tak niewielkiej grupy ilość miejsc jest wystarczająca. Pojazd przetestowany, dopuszczony do przewożenia ponad 200 pasażerów wyposażony jest w 20 miejsc siedzących, żenada... Brak wyobraźni albo kompletny brak szacunku dla przyszłych pasażerów.

Nie jestem w stanie stać 20 minut w szarpiącym podczas jazdy autobusem, czy tramwajem, jeżdżę więc na pętlę, aby siedzieć. Zmusza mnie taka sytuacja do wydłużenia czasu dojazdu do pracy o 20 minut.

Jeździłam w innych krajach komunikacją, gdzie wygoda i komfort jazy jest na wyższym poziomie, bilety są równie drogie jak w moim kraju, ale wiadomo za co się płaci. Nie wierzę by za mojego życia zmieniło się na lepsze w tej dziedzinie, a podobno jestem optymistką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz