poniedziałek, 29 września 2014

Emigracja

Gdybym zdecydowała się emigrować, na pewno byłby to kraj gdzie nie zabrakło by mi kawki.

Kilka razy w życiu rozważałam taką możliwość, dwa razy byłam bardzo blisko wyjazdu do innego kraju. Okoliczności jednak tak się złożyły, że zostałam w kraju, gdzie się urodziłam. 
Znam dużo osób, które wyjechały do innego kraju. Jednym wiedzie się bardzo dobrze innym gorzej, więc nie ma reguły. Znam też osoby, które mieszkały w kilku krajach w życiu.
Decyzja o zamieszaniu w innym kraju powinna być bardzo przemyślana. Zgodnie ze starym przysłowiem „Co kraj, to obyczaj”. 

Różnice kulturowe mogą być czasem trudne do zaakceptowania. Osobiście nie bywałam w krajach drastycznie różniących się od mojego, jednak w tych, w których bywałam też spotkałam się z odmiennym traktowaniem różnych dziedzin życia. Nie tak, żeby mi to przeszkadzało, po prostu inaczej.
Ludzie często emigrują w poszukiwaniu lepszej pracy, lepszych warunków mieszkaniowych, a czasem ze względów matrymonialnych.

Niedawno oglądałam film dokumentalny o chińskiej grupie etnicznej Mosuo, w której kobiety decydują o tym, czy wyjdą za mąż, czy urodzą dzieci. Są osobami samodzielnymi i decydującymi, mężczyźni muszą się ich słuchać. Związki między kobietami i mężczyznami nazywają się „chodzonymi”, ponieważ mężczyzna nie mieszka z kobietą, która go wybrała lecz ze swoją matką, a do kobiety przychodzi na noc, gdy ona wyrazi taką chęć, do swojego domu wraca rano. Bardzo ciekawe rozwiązanie biorąc pod uwagę te „Mamuśki”, które nie mogą się rozstać ze swoimi synusiami... Podział ról w rodzinach jest bardzo ściśle określony, jednocześnie zapewniający opiekę dzieciom, osobom chorym, czy starszym. Ludzie z tego plemienia, głównie zajmują się uprawą ziemi. 

W moim kraju kobieta musi być silną osobą, by samej zdecydować o tym, czy wyjdzie za mąż lub czy urodzi dziecko. Kobieta, która sama o sobie decyduje, natychmiast jest oceniana negatywnie przez społeczeństwo. Mój kraj jest uzależniony od katolickich władz kościelnych, więc według nich, podstawowym obowiązkiem kobiety jest rodzenie i wychowywanie dzieci, nie koniecznie z pomocą ojców tych dzieci. 

Gdy ojciec porzuci dziecko, według tych władz, jest to zgodne z ich normami, natomiast kobieta, która nie chce urodzić dziecka, bądź je porzuci, zasługuje na karę i jest napiętnowana, wyklęta i.t.p. Czytając biblię katolików oraz dogmaty kościoła katolickiego można dokładnie poznać jaką rolę kościół katolicki wyznaczył kobiecie.
Oczywiście i na szczęście, coraz więcej kobiet w moim kraju wyzwala się spod tej „opieki”, jest jednak jeszcze spora grupa głosząca, co nie znaczy, że przestrzegająca, kościelne przykazania.

Trudno jest żyć w takim społeczeństwie, ale są kraje, gdzie jest gorzej niż w moim kraju. Kobiety traktowane są jak niewolnice, nie mają prawa głosu, a gdy próbują przeciwstawiać się mężczyznom - są dotkliwie bite, torturowane, a nawet zabijane. Zwłaszcza w krajach islamskich.

Mam koleżankę, która wyszła za mąż za obywatela Austrii, urodziła dwójkę dzieci. Ponieważ nie pracowała, a wychowywała dzieci, mąż traktował ja jak służącą, nie mogła sama nigdzie wychodzić, dochodziło nawet do przemocy z biciem włącznie. Na szczęście udało się jej uciec wraz z dziećmi, pod pozorem odwiedzin u koleżanki, która załatwiła jej przez ambasadę możliwość powrotu do kraju. Był to dosyć drastyczny przypadek i trudno po nim oceniać obywateli Austrii. Znam tam jeszcze kilka „mieszanych” rodzin, które żyją bez takich ekscesów.

Jedna z moich koleżanek poślubiła Tunezyjczyka. Pomimo, że był to Arab, nie musiała przyjąć jego wiary. Małżeństwo ich trwało kilka lat, urodziła się im córka, lecz małżeństwo nie przetrwało zbyt długo, rozwiedli się i koleżanka także wróciła do swojego kraju. Trochę mnie to zaskoczyło, bo słyszałam, że rozwód z Arabem nie jest prostą sprawą, zwłaszcza, gdy ma się z nim dziecko. Słyszałam o przypadkach, gdy kobieta nie miała możliwości rozstania się z mężem, który był Arabem, a jeśli już wyraził zgodę na rozwód - nie mogła zabrać dziecka.

Są kraje, zwłaszcza w Europie, w których wygodniej się żyje mając chociażby lepsze warunki mieszkaniowe. Mieszkania wynajmuje się, a nie kupuje na własność, ceny wynajmu są przystępniejsze w stosunku do zarobków, wielkości mieszkań są też bardziej funkcjonalne. W związku z tym, młodzi ludzie dosyć szybko się usamodzielniają, wynajmując mieszkanie wspólnie np. z koleżanką, czy kolegą szkolnym. W moim kraju taki zwyczaj dopiero raczkuje, na wynajęcie w ten sposób mieszkania decydują się osoby pracujące.

Pracę można znaleźć w każdym kraju, podstawą jest chęć do pracy. W krajach Europy zachodniej są wyższe stawki wynagradzania ale i wyższe wymagania względem pracowników. Koszty utrzymania są w takich proporcjach do zarobków, że ludzi stać na mieszkanie w godziwych warunkach, zapewnienie sobie opieki medycznej i letniego, a nawet także zimowego wypoczynku. 

W moim kraju, miesięczne wynagrodzenie, w większości przypadków ledwie pokrywa koszty utrzymania. Gdy wypadnie w miesiącu większy wydatek spowodowany nieoczekiwanym zdarzeniem losowym rodziny ratują się kredytami, które spłacają wiele lat, obniżając życiowe standardy głównie kosztem tańszego jedzenia.

Emigrować, czy nie emigrować? Trudno powiedzieć, zwłaszcza, że „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz