środa, 8 października 2014

Polak - niezadowolony

Nie zawsze jestem zadowolona z kawki, zwłaszcza, gdy ktoś ją dla mnie zrobi. Składniki i ich proporcje są dla mnie najważniejsze. Marka kawki też jest ważna, bo nie każda mi smakuje. Gdy kawka nie bardzo mi smakuje, a ktoś w dobrej wierze mi ją serwuje, staram się nie narzekać, choć, pomimo starań, moja mina wyraża wszystko...

Polacy to narzekający naród. Sama też często na coś narzekam, ale gdy słyszę narzekania osób, które tak naprawdę nie mają na co narzekać, to pusty śmiech mnie ogarnia.
Właśnie przeczytałam o serialu norweskim „Walka o byt”, z którego Polonia norweska jest bardzo niezadowolona. Nie widziałam tego filmu, ale uważam, że oburzenie może być bezpodstawne. 

Jeśli pokazano w tym serialu zachowania Polaków za granicą, na co się tak oburza Polonia, to nie ma co się oburzać. Jak czytałam na temat tego serialu zrealizowano go w konwencji komediowej i to już może się Polakom nie podobać, bo przecież z Polaków mogą żartować tylko Polacy, a i to nie wszyscy.

Przypuszczam, że oburzenie jest podobne, jak podczas emisji serialu „Londyńczycy”, do którego scenariusz pisany był na podstawie listów od emigrantów z rożnych krajów, a więc oparty częściowo na faktach. Wiele w nim znalazłam podobieństw do zachowań Polaków w Szwecji. Mieszkałam w Szwecji, widziałam jak się tam zachowują Polacy.

Już pisałam o emigracji, więc nie będę się powtarzać, ale nawiązując do tematu - jeszcze się taki nie urodził, który by Polakowi dogodził. Odkąd pamięcią sięgnę - narzekamy. Od rana do wieczora i od wieczora do rana. 

Gdy tylko się obudzimy - jest źle, bo trzeba wstać. Trzeba iść do pracy, więc nie ma się z czego cieszyć... Oczywiście, nikogo nie cieszy to, że dzięki pracy ma co jeść, gdzie mieszkać, w co się ubrać itp. 

Następny powód to pogoda - nigdy nie jest taka, jak byśmy chcieli. Albo jest za zimno, albo za gorąco, a już jak pada deszcz, to po prosu - masakra!

Wychodzimy, w końcu z domu, więc nadchodzi narzekanie na komunikację. Spóźnia się, niewygodna jazda w tłoku i jeszcze stanie w korkach - ulubione tłumaczenie w pracy, zawsze wiarygodne i raczej nie zniknie. 

W pracy jest tyle powodów do narzekań, że starczyło by na kilka postów. Oczywiście głównym bohaterem jest szef,  który jest zwykle głupi, mało wyrozumiały, ciągle dokłada roboty, a nie daje podwyżki. Najbardziej na wiedzę szefów narzekają pracownicy zajmujący najniższe stanowiska - to moja obserwacja, co nie znaczy, że nie mają racji.

Na współpracownikach też nie zostawia się przysłowiowej „suchej nitki”. Zawsze czegoś chcą,  w nieodpowiednim momencie i zwykle „na wczoraj”. Do tego dochodzą warunki pracy, sprzęt, który zawsze jest słaby, za wolno pracuje i psuje się. Rozmawiając z koleżankami i kolegami z pracy głownie słyszy się: „tyle jest tej roboty”. Przecież do pracy przychodzi się po to, żeby pracować, a nie posiedzieć przy kawce. 

Bardzo źle widziane jest zadowolenie w pracy. Jeśli jesteś uśmiechnięty, to znaczy - zadowolony ze wszystkiego, więc nie ma co dawać podwyżki, czy awansu, bez sensu: „będzie się cieszyć jeszcze bardziej”. 

Już w niedzielę zaczynają się narzekania, że jutro poniedziałek. Nastroje trochę poprawiają się w piątek, bo weekend za pasem, ale weekend jest stanowczo za krótki - to też powód do narzekań. 

Gdy są plany na weekend,  to jest znośnie, oby tylko coś,  np. pogoda nie zepsuła tych planów. Jeśli weekend spędza się w domu,  to oczywiście „nic nie ma w telewizji”, a jeśli coś jest, to na pewno nie do końca w naszym guście. 

Miałam możliwość poznania ludzi z różnych krajów, żadna nacja nie narzeka tyle, ile Polacy. Jeśli ktoś jest uśmiechnięty i nie narzeka,  to zapewne coś z nim jest nie tak. Szuka się powodów tego dobrego nastroju i pierwsze co przychodzi do głowy - coś bierze. Polak nie może iść ulicą uśmiechnięty, bo TO NIE JEST NORMALNE. Trzeba być poważnym, a najlepiej smutnym i przygnębionym, wtedy wygląda się normalnie.

Gdy spotkają się dwie osoby, licytują się, która z nich ma gorzej. Jeśli zaczyna się mówić o sukcesach, nie spotka się z podziwem, ale z zawiścią: „coś jej/jemu się udało!” Zamiast pomyśleć: „ Postaram się osiągnąć podobny sukces”, Polak myśli: „Co by tu zrobić żeby to zepsuć?”.

Wiem, to chore, ale mam takie doświadczenia. Niewiele osób z mojego otoczenia szczerze cieszy się ze mną z moich sukcesów, są za to osoby, które przestały utrzymywać ze mną kontakt gdy skończyłam studia. Pewnie ten mój „mgr” nie daje im spać po nocach. 

Gdy byłam w trudnej sytuacji materialnej, ledwie starczało mi na utrzymanie, wiele osób nie wierzyło, że moja sytuacja jest naprawdę trudna, no bo jak może uśmiechać się osoba, która nie ma co jeść? Pewnie tylko tak mówi...

Poza tym o czym można rozmawia z wesołą osobą? Skoro potrafi się śmiać, to nie jest jej aż tak źle. Jeśli idzie uśmiechnięta, to jest pewnie szczęśliwa, jak by tu jej dokopać?



Czy to nie jest dobry temat na serial komediowy o Polakach? Warto przypomnieć sobie seriale, w których oglądaliśmy zmaganie się z komuną, radziliśmy sobie z zakupami nie mając nic w sklepach. Słynny film z Adolfem Dymszą w kilku rolach: „Sprawa do załatwienia”. Chociaż film ma ponad pół wieku i niewiele się zmieniło, nadal nas bawi. 

Umiemy się śmiać, ale nie z siebie. Sytuacje, które nam się zdarzyły nawet po wielu latach nie potrafią nas bawić. Wiem, że to nie jest łatwe - mieć do siebie dystans, ale łatwiej się z takim dystansem żyje.

Więcej uśmiechu Rodacy ☺

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz