piątek, 5 czerwca 2015

Strach

Podczas przygotowywania mojej ulubionej kawki, boję się tylko by nie rozlać. Rozlana kawka ma zaburzone proporcje i w związku z tym nie smakuje tak jak bym chciała. To według większości ludzi może być dziwactwo, ale każdy jakieś ma, ja mam takie.

Zauważyłam, że od zarania dziejów, straszy się ludzi by nakłonić ich do wykonania przeróżnych zadań. Począwszy od zachęcania dzieci do jedzenia (nie urośniesz, nie będziesz silna/silny), sprzątania (zjedzą cię robaki), poprzez zachęcanie młodzieży do nauki (nie znajdziesz pracy), a następnie motywowanie pracowników (możesz stracić pracę albo obetnę ci premię).

Całe życie w strachu. Słuchając wypowiedzi polityków, którzy pretendują na najwyższe stanowiska w państwie ogarnia mnie wręcz paniczny strach. Żadna partia nie używa argumentów, które mogłyby mnie do niej przekonać, posługują się jedynie straszeniem co będzie gdy władzę przejmą konkurenci.

Gdy usłyszałam, że wybrany w demokratycznych wyborach prezydent, modli się o rozum do jakiegoś ducha, zastanawiam się co dalej będzie z moim krajem? Każdy z ministrów będzie się modlił by duchy pomogły mu w zarządzaniu? Jeśli nie dostosuje się do prezydenckich metod pozyskania wiedzy, będzie postraszony piekłem?

Zdawało mi się, że żyjąc w XXI wieku wiedzę będzie się zdobywało poznając fakty, a nie mity. Okazuje się, że podczas gdy cywilizowany świat korzysta ze zdobyczy nauki, mój kraj cofa się do średniowiecza. Gdy na świecie panowała ciemnota, można było straszyć ludzi mękami piekielnymi, dziś ludzie powinni być bardziej oświeceni. Sami dla siebie tworzą takie piekło na Ziemi, że biedny Lucyfer za głowę się łapie, nie dorastając ze swoimi pomysłami ludziom do pięt.

Zakompleksieni i sfrustrowani politycy nie starają się by państwo sprawnie funkcjonowało, straszą siebie nawzajem nagraniami z ukrycia, posługując się cytatem z klasyki: permanentna inwigilacja. Codziennie pojawiają się w mediach doniesienia jednych na drugich, a wszystko to w katolickim kraju, rozmodlonych ludzi, bijących czołem przed słynnym papieżem - rodakiem.

Wywalczyliśmy sobie niedawno wolność słowa, ale tak na prawdę strach się odezwać, bo wszystko co się powie może być wykorzystane przeciwko nam. Jeszcze niedawno byłam szczerą, otwartą osobą. Niestety, zaufałam zbyt wielu osobom i więcej miałam z tego powodu przykrości niż korzyści, jestem zatem zmuszona do wypowiadania się pod pseudonimem.

Ludzie rzucają hasła o wolności i równości, a tymczasem dręczą swoimi wypowiedziami w internecie, na ulicy, ludzi o odmiennych poglądach lub mających poważne problemy zdrowotne, wpływające na wygląd zewnętrzny. Stale zwiększa się ilość ludzi wykluczonych ze społeczeństwa z różnych powodów, ludzi pozbawiających się życia nie widząc dla siebie przyszłości.  Żadna modlitwa, strach przed piekłem ani duchy tego nie zmienią, należy zmieniać ludzi. 

Dopóki nie zmieni się mentalność ludzi w moim kraju, nie widzę możliwości zmian, na które młodzi ludzie czekają. Zauważyłam, że właśnie młodzi ludzie są obecnie najbardziej okrutni dla siebie, czy to właśnie takiego zachowania uczą się na lekcjach religii w szkołach? Mnie w domu nauczono, że należy pomagać słabszym, dziś chyba nikt tego nie uczy... Osoby słabe i chore boją się wychodzić z domu, strach przed agresją otoczenia paraliżuje ich funkcjonowanie.  Czy tak powinno wyglądać życie w cywilizowanym kraju, w XXI wieku?

Odważni ludzie, podejmujący działania, które mogą zmienić sposób kierowania krajem z kościelnego na cywilny, są natychmiast krytykowani i wyzywani w niewybredny sposób. Strach pomyśleć, że takich odważnych może być coraz mniej.

Chciałbym dożyć czasów bez strachu, by motywacją do działania były perspektywy szczęścia i dobrobytu, a nie piekielne męczarnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz