piątek, 1 maja 2015

Ewolucja czułych słówek

Mój ulubiony napój to kawka, kawusia, a nawet kawunia. Nawet gdy się rozleje nie wyzywam jej. Moje uczucia względem kawki nie zmieniają się, a wręcz umacniają.

Zauważyłam, że w związkach wygląda to inaczej. Na początku każdego związku, gdy dwoje ludzi darzy się gorącym uczuciem, nazywają siebie wzajemnie: kochanie, skarbie, najdroższa lub najdroższy, długo można by wymieniać czułe nazwy. To oczywiście bardzo miłe. W miarę upływu czasu i spadku temperatury uczuć czułe słówka tracą na czułości.

Najpierw stają się pieszczotliwo-złośliwe: np. staruszku czy staruszko, by przeistoczyć się w stara lub stary. Kurczaczek zmienia się w starą kwokę, rybka w kaszalota, miś w barana, a ogier w starego capa. Bardzo często w wyniku nieporozumień albo kłótni padają coraz mniej przyjemne słowa.

Czułe zwroty przechodzą kolejne fazy ewolucji i stają się złośliwe, dotkliwe, coraz bardziej dokuczliwe i pogardliwe, aż w końcu wulgarne. Zadziwia mnie jak dwoje bardzo bliskich sobie osób potrafi wyzywać się wzajemnie w coraz gorszy sposób. Trudno uwierzyć, że jakieś uczucie łączyło kiedykolwiek taką parę.

Oczywiście zmiany nie są jednakowo drastyczne w każdym związku, jednak obserwuję to w bardzo wielu związkach.

Rozmawiam z różnymi ludźmi i zauważyłam, że ta ewolucja galopuje gdy para weźmie ślub. Zaczyna się wtedy wytykanie wad, a więc określanie swoich partnerów złośliwymi nazwami, w zależności od okoliczności. Jak by kończyło się między nimi uczucie. O co chodzi?
Pamiętam, że różni znajomi, gdy wyszłam za mąż, pytali mnie: a jak tam twój stary? Na co odpowiadałam: ja mam młodego. Co było zgodne z prawdą bo mój mąż był ode mnie młodszy. Zauważyłam, że stara i stary to najczęstsze określenia współmałżonków. Często określa się w ten sposób także rodziców. Nigdy mi się to nie podobało, więc nie stosowałam i nie stosuję takowych.

Pomimo różnych nieporozumień, czego nie da się uniknąć w żadnym związku, w którym byłam, nigdy się nie wyzywaliśmy. Wychodzę z założenia, że aby nie usłyszeć jakichkolwiek epitetów pod swoim adresem, nie należy kierować takowych do nikogo.

Zadziwia mnie również, gdy po wzajemnych wyzwiskach ludzie spokojnie idą ze sobą do łóżka... Nie wyobrażam sobie żebym miała fizycznie zbliżyć się do człowieka, który zmieszał mnie z błotem.

Miałam kiedyś sąsiadów, którzy co roku, w imieniny sąsiada (wypadającymi kilka dni przed świętami, rzecz jasna rodzinnymi, z tradycją...), organizowali huczną imprezę. Po imprezie imieninowej zaciekle się kłócili, wyzywając siebie na wzajem, po czym sąsiadka, wraz z małymi dziećmi uciekała do swoich rodziców. Sytuacja powtarzała się niezmiennie przez 10 lat, które przemieszkałam w tym budynku i co roku zastanawiałam się po co ta kobieta wraca?

Jak można kierować wyzwiska, mniej lub bardziej brutalne do bliskiej sercu osoby, którą, podobno, darzy się uczuciem? Czy ludzie pogardzają osobami, którym wyznają miłość? Słysząc od różnych osób określenia, jakich używają w stosunku do swoich partnerów życiowych, zastanawiam się po co się wiążą ze sobą? Żeby mieć kim pomiatać? Może warto się zastanowić, czy bliska sercu osoba jest warta uczuć, zanim się z nią zwiąże. Jeśli nie ma się dobrego zdania o tej osobie, to po co się z nią wiązać?

Sama nie doświadczyłam wyzwisk od żadnego partnera, nie wiem jak mnie nazywali rozmawiając o mnie, mam nadzieję, że najgorzej nie było.

Gdy związek się kończy, wtedy zazwyczaj wyzwala ewolucję czułych słówek. Pary rozstają się z powodów generujących różne epitety. To akurat rozumiem, powinno się jednak zastanowić, że używając dosadnych określeń swoich zarówno byłych, jak i obecnych partnerów. Pokazujemy w ten sposób poziom kultury osobistej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz